Przychodnia dla Zwierząt

Smutek i psie uczucia

Proszę Szanownych Państwa, jak zwykle, co dnia, o tej samej porze zadzwoniłem do swojego bliskiego kolegi, by tym razem przekazać wieści o tragedii w Smoleńsku. Marek, który jest twardym, starszej daty motocyklistą, regularnie przekraczającym dozwolone prędkości, mężczyzną hardym, niewierzącym, podkreślającym, że w Częstochowie za każdym razem psuje się układ elektryczny wehikułu, cicho wyszeptał: O, Boże.

Byłem jak wszyscy w Warszawie, kiedy ciało Prezydenta wróciło na Krakowskie Przedmieście, do pałacu. Nieprzebrane tłumy okazywały szacunek i współczucie. Lech Kaczyński był kontrowersyjny ale naród dziś pokazał, że był nasz. I w tym nasza siła.

Może w tak poważnej chwili warto zastanowić się, czy zwierzęta czują smutek, czy mają uczucia określane jako "ludzkie".

Jak Państwo wiecie, miałem do niedawna dwie jamniczki szorstkowłose, królicze. Mamę z córką. Moment zaistnienia macierzyństwa, podobnie jak u ludzi, objawiał się miłością, troską, cierpliwością, dbałością i przekazywaniem psiej etykiety zachowań. Z trzyosobowego miotu zostawiłem suczkę, która ujęła mnie cechami, za które biblijni Adam i Ewa nie byliby wygnani z raju.

W dniu, kiedy do nowych właścicieli odwiozłem siostrę i brata, czyli córkę i syna - obydwie suczki - mama i pozostała suczka, obwąchiwały kojec i miejsca, w których odbywały się całodniowe harce, karmienie piersią, funkcjonował jamniczo-króliczy mikroświat.

Zamiast czwórki, zostały we dwie. Adaptacja do nowej hierarchii stada trwała relatywnie krótko, jakby czuły, że tak ma być, że są psami i że oddzielanie rodziny jest czymś naturalnym w świadomości psiego dostatku i pełni dobrych ludzkich uczuć. Jamniki są rasą, która przyciąga podobnie osobliwe osobniki naszego rodzaju.

Moja praca polega także na jeżdżeniu do pacjentów. Moje psy, dopóty dopóki żyły, latami jeździły ze mną. Widziałem we wstecznym lusterku jak wskakiwały na tylną półkę samochodu, aby obserwować reakcje kierowców - tych co za mną, w korku.

Widziałem synchroniczne merdanie ogonków na widok uśmiechniętych twarzy, na cmokanie w ich kierunku, na radosne pokazywanie ich palcem. Słyszałem też i warczenie na kierowców, których na ulicy, nie posiadając zapalniczki, nigdy bym nie poprosił o ogień ani zapytał o godzinę.

Po latach od urodzenia Oli miałem poważny wypadek samochodowy. Byłem z naszej trójki w najgorszym stanie. Moje psy, jak zwykle, spędzały noce w moim łóżku, ale w czasie kiedy czuły, że ze mną jest źle, lizały mi dłonie i wewnętrzne strony małżowin usznych. Jedna z jednej strony, druga z drugiej.

Po kilku dniach, kiedy wróciłem do pracy, zauważyłem rozcięty cały bok u jednej z nich. Oczywiście narkoza, zespolenie rany i świadomość psiego oddania, współczucia i poświęcenia. Po zabiegu mama lizała pooperacyjny kubrak w miejscu, w którym ranna została zeszyta.

W następnych latach odeszła Dzidka, która podczas niekończących się podróży samochodowych godzinami lizała uszy córki. Co to było - nie wiem, ale tego obrazu nie da się opisać.

Po jej śmierci mała jamniczka zmieniła przyzwyczajenia. Przestała sypać w ludzkim łóżku, zaczęła przejawiać cechy dorosłej niezależności, jak każdy z nas po śmierci rodziców.

Czy jest sens przekonywania Państwa dalej, że pochodzimy z jednej, tej samej ssaczej rodziny?


Przychodnia dla Zwierząt
lek. wet. Zygmunt Kosacki
5312