Prosto z mostu
Zły na urzędzie, kot na drzewie "Gdy zły siedzi na urzędzie, złodziej pewny z niego będzie" z takim transparentem przemaszerował w ubiegłym tygodniu tłumek handlarzy z ulicy Targowej pod urząd miejski przy ulicy Miodowej. Nie wiem, jakiego złego manifestanci mieli na myśli, wiem natomiast, co miał na myśli prezydent Lech Kaczyński, gdy jeszcze w listopadzie 2004 roku deklarował, że straż miejska już się nie zajmuje walką z nielegalnym handlem. Kaczyński, który w straży miejskiej pozatrudniał partyjnych kolegów, stwierdzał wielokrotnie, że służy ona do spraw wyższych, takich jak ściganie przestępców. "Handel uliczny nie jest naszym priorytetem. Gdyby strażnicy zaczęli karać sprzedawców, nie mogliby wykonywać ważniejszych zadań" mówił i komendant, i rzecznik straży. Takie deklaracje doprowadziły do obecnej sytuacji. Przez niemal trzy lata handel uliczny rozkwitł, dzięki czemu centrum stolicy wygląda dziś jak bliskowschodni bazar. Na ulicach Warszawy znalazło zatrudnienie kilka tysięcy ludzi, którym trudno jest teraz wytłumaczyć, że sytuacja się zmieniła. Bo co właściwie się zmieniło? Tylko tyle, że mamy rok wyborczy i prezydent przejął się krytyką w mediach, które ulicznego handlu nie lubią. Jak zwykle, najpierw naobiecywał. "Aby skutecznie zwalczyć nielegalny handel, planujemy włączyć do działań służby skarbowe i celne" mówił Kaczyński w czerwcu. Jego prawdomówność ma już swoją markę, więc dziennikarze sprawdzili, że warszawska izba celna i urząd kontroli skarbowej nic o propozycji współpracy z urzędem miasta nie wiedzą. Gdy przestał oddziaływać czar słów Kaczyńskiego, do akcji w końcu wkroczyła straż miejska. I tu niespodzianka: handlarze stawiają opór. Mamy kolejny problem, którego w 2002 roku nie było... Ale zastanówmy się. Dobrze się złożyło, że Kaczyński ze swoją obsesją ścigania przestępców nadzoruje właśnie straż miejską. Gdyby polski system prawny był inaczej skonstruowany i prezydentowi miasta podlegałaby np. straż pożarna, Kaczyński prawdopodobnie by ogłosił, że gaszenie pożarów nie jest już priorytetem, w końcu pożary zdarzają się rzadko, i strażacy zajęliby się przestępcami. Oderwać ich od tego mogłoby tylko zgłoszenie, że na drzewo wskoczył kot i trzeba go zdejmować.
Maciej Białecki
radny woj. mazowieckiego maciej@bialecki.net.pl |