Prosto z mostu

Pol o Polsce


Wiceburmistrz jednej z warszawskich dzielnic, pełniący tę funkcję od bodaj czterech lat, wpadł w kłopoty, gdy dziennikarze odkryli, iż jego żona niedawno otrzymała w nagrodę posadę prezesa w spółce-córce dewelopera budującego domy w tejże dzielnicy. Urzędnik, działacz Platformy, podał się do dymisji, a w mediach zaczął się korowód bzdurnych wypowiedzi, świadczących o tym, że nie tylko Julia Pitera wyobrażenie o korupcji czerpie z filmów typu "Kiler". Jak pamiętamy, w filmie senator Lipski (grany przez Jana Englerta) otrzymał za sprzedaż Pałacu Kultury kontener z dolarami.

"Mamy do niego ogromny żal, że nie poinformował o całej sprawie. Jest fachowcem od inwestycji, mógł zostać wiceburmistrzem w którejś z kilku innych dzielnic. Ten deweloper działa tylko w jednej dzielnicy, konfliktu interesów by nie było" - żalił się "Gazecie Wyborczej" anonimowy bliski współpracownik Hanny Gronkiewicz-Waltz. "Konfliktu interesów nie ma. Żona nie działa na stołecznym rynku" - zapewniał sam zainteresowany. To, że takie wyjaśnienia kupują dziennikarze, specjalnie mnie nie dziwi. Gorzej, że kategorią konfliktu interesów posługują się również eksperci od korupcji z Fundacji Batorego.

Konflikt interesów jest łatwo wykrywalny. Jak kontener ze studolarówkami. Tylko, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. Swego czasu głośna była w Warszawie sprawa burmistrza jednej z dzielnic, który przyznał pół biurowca na siedzibę prywatnego banku, a po odejściu z urzędu został dyrektorem oddziału tego banku mieszczącego się w tym właśnie biurowcu. Konfliktu interesów nie było, prawda? W każdym razie, bank nie miał o nic pretensji.

Na takie praktyki nie ma recepty poza przyzwoitością partii uczestniczących w wyborach i czujnością opinii publicznej. Ów urzędnik znikł potem na kilka lat z życia publicznego. Pojawił się w kadencji Hanny Gronkiewicz-Waltz jako burmistrz tej samej dzielnicy z rekomendacji PO, a wieść gminna niosła, że z osobistego polecenia Julii Pitery, z którą znał się z czasów, gdy oboje byli radnymi.

Platforma woli ścigać nie korupcję, ale konflikty interesów. To kolejny populizm, po kastrowaniu pedofilów i dopalaczach. Ostatnio, do projektu nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym wpisała zakaz możliwości pracy w podległości służbowej krewnych i małżonków. Znam wiele małżeństw naukowców. Taka branża. Bzdurny przepis spowoduje brak możliwości awansu jednego z nich na dziekana czy kierownika katedry. W kraju rządzonym przez PO Piotr i Maria Curie nie mogliby razem pracować. Ale publika się cieszy, jakby zobaczyła kontener ze studolarówkami.

Wincenty Pol napisałby dziś: "Cudze ganicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co wyrabiacie!"


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4884