Prosto z mostu
Cytat roku "W porównaniu z większością dużych miast w Polsce, stolica oferuje dziś lepszą usługę za niższą cenę" - to słowa Jacka Wojciechowicza, zastępcy prezydenta miasta, uzasadniającego podwyżkę cen biletów komunikacji miejskiej, która nas wkrótce czeka. Jakie będą nowe ceny biletów, już chyba Państwo wiedzą z gazet codziennych. Bilet normalny, kosztujący dziś 2,80 zł podrożeje w tym roku o 80 groszy, a docelowo, za trzy lata ma kosztować 5,20 zł. Bilet całodobowy, kosztujący dziś 9,00 zł, za trzy lata ma kosztować 18,00 zł. To istne horrendum. Radzę władzom miasta, by nie porównywały warszawskiej komunikacji z "większością dużych miast w Polsce", ale raczej z innymi stolicami Europy, rzekomo znacznie droższymi od Warszawy. W takim Luksemburgu bilet jednorazowy kosztuje 1,20 euro, czyli 4,70 zł. Bilet całodobowy kosztuje 3,20 euro, czyli 12,60 zł. Znacznie taniej niż wizje Hanny Gronkiewicz-Waltz. Może jednak tam komunikacja miejska jest niedoinwestowana? Wiedzą Państwo, że to gorzki żart. W Luksemburgu wszystkie autobusy są nowiutkie i "niskopodłogowe", cokolwiek by to nie znaczyło - można do nich swobodnie wjechać wózkiem. Jeżdżą punktualnie co do minuty. Wspólny bilet obejmuje również pociągi, a dzieci do dwunastego roku życia jeżdżą bezpłatnie. Bilety można kupować za pomocą sms-ów, albo i u kierowcy (w Warszawie nawet to jest barierą technologiczną nie do przeskoczenia). Mam wrażenie, że jestem jedyną wypowiadającą się o stanie warszawskiej komunikacji publicznej osobą, która z niej osobiście korzysta. Wszyscy - samorządowcy, dziennikarze i nawet eksperci z Unii Europejskiej, piszą o niej z uznaniem, jak Bronisław Malinowski o życiu seksualnym dzikich. To semantycznie stosowne porównanie. Warszawskie autobusy są brudne, ciemne i niepunktualne. Gorszą zarazą od odjeżdżania po czasie - to w zakorkowanym mieście można by jeszcze wybaczyć - jest ich odjeżdżanie przed czasem, powszechnie uważane tu za dopuszczalne. Warszawscy kierowcy w czasie jazdy nie zwracają uwagi na pasażerów, niejednokroć zamykając im drzwi przed nosem, rozmawiają przez komórki i palą (raczej na pętlach, ale dymek daje się później wyraźnie wyczuć). To wszystko w Luksemburgu, tak jak i w żadnej innej europejskiej metropolii, jest niewyobrażalne. Jedyne mocne strony warszawskiej komunikacji zostały, niestety, odziedziczone po czasach komunizmu. To rozbudowana sieć linii, w szczególności nocnych, naprawdę dobry system informacji o liniach i przystankach, oraz - autobusy. Nigdzie indziej nie można za cenę zwykłego biletu przejechać się zabytkowym, rzężącym blaszakiem, takim jak nasze trzydziestoletnie ikarusy. |