Po kropelce

Alkoholizm - choroba umysłu, ciała i duszy; podstępna; demokratyczna (dotyka ludzi wszystkich warstw społecznych); w Polsce - sprawa wstydliwa. Podjęcie tego tematu na naszych łamach zaproponował mieszkaniec Targówka, który sam przeszedł niełatwą drogę wyzwalania się z nałogu alkoholowego. Dziś pomaga innym, jako instruktor terapii uzależnień.

Pan Wojciech urodził się na ul. Kawęczyńskiej, wychował na Szmulkach, dorastał w nowym osiedlu na Bródnie. Zaczął pić, mając 16 lat ."Alkohol dawał mi dużo radości i przyjemności - jak wielu moim kolegom, którzy pili już w podstawówce. Widziałem dorosłych, którzy pili. Pomyślałem: jestem dorosły, bo mogę pić. Gdy odbywałem praktykę, proszono mnie o kupowanie alkoholu. Byłem dumny, że dorośli mnie poważają, skoro wysyłają mnie po taki zakup. Gdy sam podjąłem pracę, widziałem jak pili mistrzowie, pili kierownicy. Piłem i ja. W wojsku też piłem; miałem z tego powodu problemy. Tak trwało do 34. roku życia. Wtedy przeżyłem osobiste trzesienie ziemi.

Postanowiłem przestać pić. Wcześniej też tego próbowałem, ale to było chwilowe. Przygodę ze zdrowieniem zacząłem w 1995 roku w Przychodni Odwykowej na ul. Jagiellońskiej. Pomogły mi rozmowy z psychologiem. Potem zacząłem leczenie w Poradni na ul. Łokietka. Terapia (treningi, spotkania w grupach) trwała 8 lat. Po jej zakończeniu zacząłem poważnie myśleć o tym, by swą wiedzę i doświadczenie wykorzystać, pomagając ludziom uzależnionym - jak ja kiedyś - od alkoholu."

Jak nawiązuje się kontakt z alkoholem?

Czesto następuje to juz w domu, czasem na podwórku, gdzie spędza się dużo czasu. Młodzi ludzie piją alkohol, a obserwujący to dorośli - nie reagują, choc ich obowiązkiem jest wezwać straż miejską, która podejmie interwencję. Pozwoli to uniknąć łatwych do przewidzenia następstw, takich jak burdy, akty agresji, niszczenie ławek, potem - dewastacja klatek schodowych. Ważne jest przyzwolenie dorosłych na to, co się dzieje. Łatwiej jest udawać, że się nic nie widzi, niż coś zrobić. Alkoholizm to choroba; jeśli się jej na to pozwoli, będzie się rozwijać. Brak reakcji otoczenia na pierwsze objawy otwiera taka drogę.

Gdyby Pan był ministrem oświaty, czy wprowadziłby Pan ten trudny temat do szkół?

Gdybym został ministrem, do kadry pedagogicznej wprowadziłbym psychologów. Nie wystarczą prelekcje i programy, wiszące na kartkach. Aby dotrzeć do dzieci, trzeba umieć z nimi rozmawiać. Jeśli do szkoły przyjdzie urzędnik - powie, że alkohol jest szkodliwy. O tym problemie powinni mówić ludzie, którzy przeszli alkoholizm, którzy się leczą (są wśród nich 16-latki, a nawet 9 - 10-latki). To bardziej trafi do dzieci niż np. komisje, które chodzą po szkołach; dorośli mówią dzieciom, co mają robić.

Czy od patologii podwórkowych mogą odciągnąć świetlice terapeutyczne?

Mam na ten temat przemyślenia na "tak" i na "nie". Dobrze, że są świetlice terapeutyczne, ale potrzeba w nich pracowników, którzy umieją z sercem podejść do młodych ludzi. Oni są zamknięci w sobie; nauczyli się żyć w środowisku chojrackim: nie wypada być dzieckiem, trzeba palić albo pić - wtedy się jest dorosłym. To praca na lata. Wierzę, że przyniesie efekty.

Gdzie jeszcze powinno się mówić o problemach, związanych z alkoholem?

Moim zdaniem, oprócz szkół, bardzo dobrym miejscem są kościoły. Chciałbym aby kapłani byli przygotowywani do rozmów wiernymi mającymi problemy z alkoholem. Znam kilku księży, którzy są uzależnieni od alkoholu; oni mogą lepiej przybliżyć wiernym ten problem. Jestem też przekonany, że bardzo wiele może zrobić prasa. Ukazuje się wiele artykułów, ale to kropla w morzu. Chodzi o to, by przełamać tamę fałszywego wstydu. Trzeba uzmysławiać ludziom, że alkoholizm to choroba nie tylko osoby uzależnionej, ale całej rodziny. Prasa ma informować, gdzie można uzyskać pomoc.

Dziękujemy. Adresy placówek podamy w następnym numerze. Czytelników, zainteresowanych tematyką rozmowy, zachęcamy do podzielenia się swymi doświadczeniami i uwagami. Postaramy się uzyskać odpowiedzi na pytania, które za naszym pośrednictwem Czytelnicy zgłoszą do pana Wojciecha.


K.

6155