Artyści z prawego brzegu

Orkiestra inna niż wszystkie

rozmowa z Anną Barańską - Wróblewską

W Białołęce gościł już Paganini, Strauss i królowie Operetki, brzmiała wielka muzyka w wykonaniu nie mniej wielkich gwiazd. A wszystko to za sprawą niezwykłej orkiestry pod kierunkiem Anny Barańskiej-Wróblewskiej.

Anna Barańska-Wróblewska, założycielka i dyrektor Białołęckiej Orkiestry "Romantica" ukończyła Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie altówki oraz Podyplomowe Studia Menadżerskie dla twórców, artystów i animatorów kultury na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Przez wiele lat pracowała na stanowisku prowadzącego grupę altówek w Teatrze Muzycznym "Roma". Współpracowała z wieloma orkiestrami symfonicznymi i teatrami muzycznymi w Polsce. Grała koncerty z najwybitniejszymi artystami polskimi i zagranicznymi. Odbyła liczne tournée po Europie (w tym z José Carrerasem w 1993 r. po Szwecji), Japonii i Kanadzie. Jest cenionym pedagogiem. Od 12 lat pracuje w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia nr 4 im. Karola Kurpińskiego w Warszawie. Obecnie prowadzi Impresariat Artystyczny "Proscenium" oraz występuje we własnej Białołęckiej Orkiestrze "Romantica". Od 5 lat mieszka w Białołęce.

Jest Pani świetnym muzykiem, współpracowała Pani z wieloma teatrami i zespołami muzycznymi oraz najwybitniejszymi solistami. Skąd, w tym spełnionym artystycznie życiu, wziął się "karkołomny" pomysł założenia orkiestry?

Posiadanie orkiestry zawsze było moim marzeniem. Ja mam taką romantyczną duszę i czułam, że trzeba jakoś pokazać te pasje, które we mnie tkwią. Na początku powstał kwartet. Ale szybko okazało się, że jest zapotrzebowanie na orkiestrę. Zmobilizowali mnie koledzy męża, śpiewacy z Teatru Wielkiego. Oni dużo występują. Potrzebny był zespół, który by im akompaniował. Zapisałam się na podyplomowe studia menadżerskie na Uniwersytecie Warszawskim. Tak naprawdę, po miesiącu studiowania założyłam w 2006 r. orkiestrę i impresariat artystyczny, którego celem jest organizacja koncertów.

No tak, ale marzenie i zapotrzebowanie to jeszcze nie wszystko. Przypuszczam, że musiały zaistnieć jeszcze inne, sprzyjające okoliczności, aby mogła powstać Białołęcka Orkiestra "Romantica"?

Na wspomnianych przeze mnie studiach menadżerskich musieliśmy napisać strategię rozwoju firmy. Wtedy w ogóle nie wiedziałam, co to takiego, ani nie miałam żadnych, konkretnych planów, ale pomyślałam, że strategię napiszę biorąc pod uwagę miejsce zamieszkania. I tak nie znając zupełnie swojej dzielnicy (w Białołęce mieszkam od 5 lat) umieściłam w swoim planie takie punkty jak: "nawiązanie współpracy z Burmistrzem Dzielnicy Białołęka", "rozwinięcie Orkiestry Dzielnicy Białołęka", "organizacja koncertów na terenie Dzielnicy Białołęka", gdzie to wszystko było tylko w sferze marzeń.

Nie minął rok, skończyłam studia, zrealizowałam I Festiwal Muzyki Kameralnej i przez przypadek trafiłam do urzędu dzielnicy. Przedstawiłam swój pomysł burmistrzowi - Jackowi Kaznowskiemu oraz p. Małgorzacie Kozieł - naczelnikowi Wydziału Kultury. Pomysł się spodobał. Widzę w tym jakiś szczęśliwy traf, łut szczęścia - spotkanie odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie i miejscu. Coś, co wydawało się nierealne, stało się realne. Burmistrz dał nam patronat i salę na próby (co jest bardzo ważnym elementem), ale przede wszystkim uwierzył, że na Białołęce może powstać orkiestra, otwierająca nowe perspektywy i możliwości w propagowaniu muzyki. Ja stałam się w pełni białołęczanką, a moja orkiestra - Orkiestrą Białołęcką.

A więc od 2008 r. orkiestra działa pod patronatem burmistrza dzielnicy Białołęka i nosi nazwę Białołęcka Orkiestra "Romantica". Co to właściwie oznacza? Czy w orkiestrze grają jedynie mieszkańcy Białołęki? Koncertujecie tylko na terenie dzielnicy, czy również poza nią?

Kiedy wcześniej grałam w innych zespołach muzycznych, koncertując wszędzie, tylko nie w Białołęce, czułam, że to nie jest w porządku. W naszej dzielnicy mieszka naprawdę wielu wybitnych artystów. Poznajemy się często na obcym gruncie. Występujemy często w Warszawie na Ursynowie, Bemowie, w Wilanowie i Konstancinie. A dlaczego nie w Białołęce? I stąd był ten szalony pomysł Orkiestry Białołęckiej.

Wielokrotnie mi zarzucano, że ta nazwa jest niemedialna, bo przecież Białołęka kojarzy się głównie z więzieniem. A ja uważam, że nie nazwa jest najważniejsza, lecz poziom, jaki zespół sobą reprezentuje. Jeśli poprzez nazwę mogę się przyczynić do rozsławienia dzielnicy, to dlaczego nie, przecież ja tu mieszkam, pracuję, ta dzielnica też mnie wspiera. Trzeba być lokalnym patriotą.

Oczywiście, nie oznacza to, że w orkiestrze grają sami mieszkańcy Białołęki, choć staram się angażować tutejszych muzyków. Poza koncertami w Białołęckim Ośrodku Kultury, jak Koncert Noworoczny "Wielkie gwiazdy są wśród nas" czy Koncert Walentynkowy "Romantyczne show skrzypcowe", orkiestra bierze udział w licznych i różnych przedsięwzięciach artystycznych.

W 2006 r. wspólnie z solistami Teatru Wielkiego - Opery Narodowej uczestniczyliśmy w Mińsku Mazowieckim w realizacji przedstawienia opartego na motywach "Skrzypka na dachu" Jerry'ego Bocka, rok później - opery "Cyrulik Sewilski" Gioacchino Rossiniego, a w zeszłym roku "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki. Od dwóch lat Orkiestra towarzyszy artystom podczas Europejskiego Młodzieżowego Festiwalu Muzycznego "Gloria" w Supraślu, organizowanego przez Aleksandra i Halinę Teligów. W styczniu 2008 r. Białołęcka Orkiestra "Romantica" z wielkim sukcesem wystąpiła w Filharmonii Narodowej podczas charytatywnego Koncertu Noworocznego "Uśmiech leczy", zorganizowanego przez Fundację Dr. Claun. Niestety, wszystkich naszych występów i miejsc niesposób jest naraz wymienić.

Na jakich zasadach działa orkiestra? Ilu liczy muzyków i w jaki sposób Pani ich angażuje?

Białołęcka Orkiestra "Romantica" jest orkiestrą impresaryjną, czyli działa na zasadzie angażowania artystów do konkretnego koncertu. Liczba muzyków zależy od zlecenia. Na jeden koncert potrzeba mniej instrumentalistów, na inny więcej. W listopadzie ubiegłego roku graliśmy nasz największy koncert w Teatrze Polskim. Towarzyszyliśmy najsłynniejszemu na świecie kantorowi żydowskiemu z Nowego Jorku Yitzchakowi Meirowi Helfgotowi. Było wtedy zapotrzebowanie na 45 osób i tylu artystów-muzyków liczyła orkiestra, która wystąpiła wtedy pod batutą dr Mordehai'a Sobola z Izraela.

W skład Białołęckiej Orkiestry "Romantica" wchodzą utalentowani artyści-muzycy, którzy ukończyli Akademie Muzyczne w kraju i za granicą. Jak już wspomniałam, staram się wybierać artystów, którzy mieszkają w Białołęce, ale nie każdy muzyk z Białołęki może grać w mojej orkiestrze. Mam swoje kryteria, najczęściej artystyczne, bo staram się angażować najlepszych, ale nie tylko umiejętności wchodzą w grę. Chodzi też o zaakceptowanie wizerunku orkiestry. Moja orkiestra nie jest orkiestrą filharmoniczną ani radiową, zresztą nie mam takich ambicji. To jest zupełnie inna orkiestra i nie każdy kupuje ten pomysł.

A zatem, czym różni się Orkiestra "Romantica" od innych orkiestr i co to znaczy wizerunek orkiestry?

O takiej orkiestrze marzyłam już kilkanaście lat temu, gdy pracowałam w Teatrze Muzycznym "Roma", za czasów dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego. To był znakomity zespół, świetni muzycy, najlepsi soliści, wspaniali tancerze - po prostu najwyższy poziom. Ale brakowało mi "wyglądającej" orkiestry.

Kiedy patrzyłam na piękne kostiumy Grażyny Brodzińskiej, myślałam - dlaczego tak nie może być ubrana orkiestra? Zwykle orkiestra, najczęściej schowana, jest tylko tłem dla solistów. Ale przecież nie musi tak być. Świetnym przykładem jest Orkiestra André Rieu, holenderskiego skrzypka, który koncertuje ze swoimi muzykami po całym świecie. Oni pięknie wyglądają, uśmiechają się, widać u nich radość grania. André Rieu potrafił wykreować swój zespół. U nas, choć mamy dużo znakomitych muzyków, nikomu na ich promocji nie zależy. Zależy mi bardzo na tym, aby to zmienić.

Nie ukrywam, że marzyła mi się właśnie taka orkiestra, ale chciałam ją stworzyć po swojemu. Nie lubię powielać schematów. Mam swoją wizję świata: pięknego, kolorowego, eleganckiego, całego w kwiatach. Te upodobania przełożyłam na orkiestrę.


W moim zespole muzycy występują w pięknych strojach-panie w stylowych sukniach i kapeluszach, a panowie we frakach. Stroje, szyte u najlepszych krawców, dostosowane są do charakteru i okoliczności koncertów. Dodatki, kupowane w najlepszych sklepach, dobieram ze szczególną starannością. Muzycy mają nie tylko świetnie grać, ale i pięknie wyglądać. To jest wizerunek orkiestry, który trzeba budować krok po kroku.

Pomysł konkretnego koncertu, dobór utworów, program, scenografia - wszystkie te elementy są również Pani dziełem?

Tak, każdy koncert to mój projekt autorski i każdy jest dla mnie wyzwaniem. Ale ja lubię wyzwania i mam dużo pomysłów. Robię wiele rzeczy inaczej niż wszyscy, lubię ludzi czymś zaintrygować. Jeśli chodzi o scenografię, jest mi o tyle łatwiej, że swego czasu skończyłam szkołę dekoratorów wnętrz i kursy bukieciarstwa. Moje pomysły, często szalone, są dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, np. w koncercie "Trzech naprawdę wielkich tenorów", przy wykonywaniu piosenek z repertuaru Ludwika Sempolińskiego śpiewacy mieli kapelusze słomkowe sprowadzone prosto z Paryża.

Jaką muzykę ma w swoim repertuarze Białołęcka Orkiestra "Romantica"?

Repertuar orkiestry jest bardzo zróżnicowany. Składają się nań utwory z różnych epok, począwszy od baroku, klasycyzmu, romantyzmu poprzez oratoria, operę, operetkę, aż po popularne standardy muzyki rozrywkowej i jazzowej. Generalnie orkiestra wykonuje tzw. lżejszą muzykę klasyczną. Będę się tego trzymała, bo uważam, że naszym głównym celem jest upowszechnianie kultury muzycznej. Proponujemy melomanom atrakcyjnie podaną klasyczną muzykę rozrywkową, ponieważ jest to pierwszy krok do zachęcenia ludzi do kontaktu z muzyką. Dla mnie największą nagrodą jest usłyszeć po koncercie pełne zachwytu opinie od ludzi, którzy nigdy dotąd na koncerty nie chodzili.

Nasze koncerty cieszą się ogromną popularnością. Mimo że specjalnie ich nie reklamujemy, zaproszenia rozchodzą się w ciągu jednego dnia. Ludzie coraz częściej przyprowadzają dzieci, na widowni pojawiają się nastolatki.

Wspomniała Pani o koncercie z kantorem, który przyjechał z Nowego Jorku. Ale przecież Białołęcka Orkiestra "Romantica" współpracuje też ze znakomitymi polskimi artystami. Jak Pani ich pozyskuje?

Uważam, że powinno się kreować i popierać polskich artystów. Naszych zauważa się dopiero wtedy, kiedy wrócą z zagranicy. Na przykład Artur Banaszkiewicz, bohater "Koncertu Walentynkowego", to fantastyczny skrzypek, jednak w kraju się o nim nie słyszy, bo najczęściej występuje w Stanach Zjednoczonych. Poznałam go prywatnie podczas koncertu w Sali Kongresowej, kiedy przyćmił swoim talentem występujących tam tenorów.

Inny skrzypek-wirtuoz, Janusz Wawrowski to prawdziwy brylant. Wystąpił w kilku naszych koncertach. Mało kto wie, że artysta tej klasy od kilku lat jest mieszkańcem Białołęki . Koncert "Paganini na Białołęce" był pomysłem burmistrza - Jacka Kaznowskiego. Był to pomysł ryzykowny, bo wszyscy boją się muzyki klasycznej. A jednak koncert okazał się wielkim sukcesem.

Razem z Januszem Wawrowskim wystąpił wówczas wiolonczelista Marcin Zdunik. Marcin, mając 21 lat, został uznany międzynarodowym talentem 2008 roku. Jestem bardzo dumna, że obaj artyści zechcieli wystąpić przed białołęcką publicznością.

Cieszę się, że Orkiestra "Romantica" towarzyszyła m.in. takim znakomitym śpiewakom jak Aleksander Teliga, Ryszard Wróblewski, Romuald Tesarowicz, Katarzyna Trylnik, Małgorzata Pańko, Bogumiła Dziel-Wawrowska, Rafał Bartmiński, Anna Lubańska i wielu, wielu innym.

To nieprawdopodobne, ale niektórzy artyści przyjmują zaproszenia do występu w Białołęce tylko dlatego, że znają mnie i mojego męża. To my jesteśmy dla nich gwarancją jakości koncertu.

Białołęcką Orkiestrą "Romantica" dyrygują wspaniali dyrygenci, jak Sławomir Chrzanowski, Ruben Silva czy Tadeusz Wicherek. Jak się z nimi współpracuje?

Wybieram takich dyrygentów, z którymi współpracuje się świetnie. Oni są znakomici, po prostu widać, że czują tzw. bluesa. Nie każdy dyrygent chce pójść w kierunku lekkiej klasycznej rozrywki. Nie każdy potrafi swobodnie zachowywać się na scenie. U mnie nie wystarczy być wybitnym dyrygentem, co jest dobre w Filharmonii. Na moich koncertach trzeba umieć publiczność poderwać, zachwycić, chociażby uśmiechem czy dowcipnym zachowaniem. Niektórzy dyrygenci mają niezwykły talent komediowy. A ja lubię wydobywać z ludzi różne talenty.

To chyba widać też w Pani pracy z młodzieżą. Ucząc w Szkole Muzycznej im. Karola Kurpińskiego organizuje Pani dość nietypowe festiwale...

Ja mam same nietypowe pomysły. Od dwóch lat organizuję w szkole Ogólnopolski Festiwal Muzyki Kameralnej. Jest to festiwal dla uczniów szkół muzycznych I stopnia. Udało mi się pozyskać do tego projektu "Grupę MoCarta", której członkowie są jurorami festiwalu. Cała impreza nosi nazwę "Od MoCarta do Mozarta". W tym roku festiwal odbędzie się w dniach 8-10 czerwca.

Celem tego festiwalu jest edukacja muzyczna dzieci i młodzieży poprzez zabawę. Zapotrzebowanie na tego typu imprezy jest bardzo duże. W poprzednich edycjach wzięło udział 350 uczestników. To jest rekordowa ilość. Przyjeżdżają zespoły liczące od 3 do 15 osób z całej Polski. Prezentują bardzo różne formy muzyczne. Jurorzy właściwie nie oceniają uczestników od strony warsztatu. Oceniają umiejętności interpretacji muzyki. Mogą być pokazywane skecze muzyczne, kabaret. Dzieci się przebierają, nawet rapują. Generalnie jest to po prostu dobra zabawa muzyką. A przecież o to właśnie chodzi, aby muzyka nam wszystkim sprawiała radość!

Dziękujemy za wspaniałe koncerty i życzymy Białołęckiej Orkiestrze "Romantica" wielu sukcesów.


Rozmawiała Joanna Kiwilszo
Foto Zygmunt Drużbicki

Białołęcka Orkiestra "Romantica" zaprasza wszystkich melomanów 26 kwietnia 2009 r., do Białołęckiego Ośrodka Kultury, godz. 18.00 na koncert "Tańce Świata" z udziałem wirtuoza klarnetu, aranżera, kompozytora i dyrygenta - Wojciecha Mrozka, Ihora Lomahy - cymbalisty oraz Chóru z Ukrainy "Goryna".
16732