Księżniczka Czardasza
27 czerwca w Białołęckim Ośrodku Kultury wystawiona została "Księżniczka Czardasza" Emmericha Kálmána w adaptacji scenicznej Tomasza Labunia i reżyserii Jana Młodawskiego. Klasyczna operetka rzadko gości dzisiaj na scenach teatrów muzycznych. Lekceważona i niemodna, krytykowana za błahe libretta, zastępowana jest często przez bardziej współczesne musicale oraz ambitniejsze formy muzyczne. Głównym atutem operetki nie są jednak libretta, których zakończenie jest łatwe do przewidzenia (w finale przeważnie mamy happy end), ani nie trącący myszką dowcip słowny, ale muzyka: melodyjna, sentymentalna, a nade wszystko znana z licznych wykonań i przeróbek. Wiele operetkowych melodii zagościło na co dzień w naszym życiu, by wspomnieć tu takie szlagiery, jak: "Usta milczą, dusza śpiewa" z "Wesołej wdówki" czy kankan z "Orfeusza w piekle". Także w "Księżniczce czardasza" znajdziemy melodie, które nucimy jeszcze długo po spektaklu: "Artystki z variete", "Bo to jest miłość" i "Choć na świecie dziewcząt mnóstwo". Libretto rzeczywiście opowiada absurdalną, i do tego irytująco melodramatyczną historię. Oto książę Edwin Lippert-Weylersheim zakochuje się w gwieździe teatru varieté "Orhpeum" Sylwii Varescu i obiecuje, że w ciągu ośmiu tygodni ją poślubi. Oczywiście, rodzina arystokraty nie godzi się na to małżeństwo. Tym bardziej, że Edwin jest zaręczony z inną. Sylwia dowiaduje się o podwójnej grze ukochanego i postanawia poświęcić się karierze - rusza na podbój Ameryki. Pojawia się jednak incognito, jako żona hrabiego Boni, na balu, podczas którego mają być ogłoszone oficjalne zaręczyny Edwina z hrabianką Stasi. W kulminacyjnym momencie aktu II Sylwia wyjawia, kim jest i zarzuca ukochanemu kłamstwo. Po licznych perypetiach jest jeszcze akt III, który godzi i łączy zakochanych, a w dodatku przynosi sensacyjną wiadomość: matka Edwina także była w młodości artystką sceniczną. Jak widać, jest to po prostu baśń o miłości ze wspaniałą muzyką. Dlatego "Księżniczka czardasza" od swej premiery w 1915 roku jest jedną z najpopularniejszych operetek. Stała się wręcz kwintesencją tego gatunku. Z tym większą przyjemnością podziwialiśmy jej wystawienie w Białołęce. W roli Sylwii Varescu wystąpiła Małgorzata Długosz, sopran, solistka Teatru Muzycznego w Gliwicach. Jako Edwin partnerował jej Ryszard Wróblewski, tenor. Wystąpili również: Bogumiła Dziel-Wawrowska (hrabianka Anastazja), Andrzej Wiśniewski (hrabia Boni) oraz Robert Dymowski (markiz Feri). Solistom towarzyszyli chórzyści Teatru Wielkiego Opery Narodowej. Białołęcką Orkiestrą "Romantica" dyrygował Tomasz Labuń. Tym niezwykłym przedstawieniem, którego organizatorami byli burmistrz Dzielnicy Białołęka Jacek Kaznowski wraz z Radą i Zarządem, Wydział Kultury dla Dzielnicy Białołęka, BOK oraz Impresariat Artystyczny Proscenium zakończył się wyjątkowo udany sezon muzyczny w Białołęce.
Joanna Kiwilszo
|