Maszerują wyborcy
Gdy patrzyłem na sobotnie marsze w Warszawie, przyszła mi do głowy herezja, że bezpośrednie wybory prezydenta w wielkim mieście nie są może jednak dobrym pomysłem... Do 2002 roku prezydenta Warszawy wybierała rada miasta. Prezydentami zostawały osoby mające doświadczenie samorządowe: zarówno Paweł Piskorski jak i Wojciech Kozak wcześniej byli radnymi, a pierwszy prezydent stolicy Stanisław Wyganowski był cenionym urbanistą. W 2002 roku po raz pierwszy wybieraliśmy prezydenta bezpośrednio i polityk Lech Kaczyński, deklarujący wcześniej otwarcie niechęć do samorządu terytorialnego jako takiego, wygrał z Andrzejem Olechowskim, co prawda również politykiem z pierwszych stron gazet, ale mającym za sobą doświadczenie przewodzenia Radzie Gminy Warszawa-Wilanów. Prezydenci Warszawy zawsze bronili miasta przed ulicznymi manifestacjami, które powodowały paraliż komunikacyjny, utrudniały pracę straży pożarnej i pogotowia ratunkowego oraz po prostu ograniczały prawa mieszkańców miasta do bezpiecznego i spokojnego życia. W 1999 roku prezydent Piskorski wydał zakaz odbycia kilkudziesięciotysięcznej demonstracji OPZZ, która mogła zablokować miasto. Po przemarszu Samoobrony przez Warszawę Piskorski zgłosił nawet w Sejmie projekt zmiany ustawy o zgromadzeniach ułatwiający utrzymanie porządku publicznego podczas manifestacji. Tak było kiedyś. W sobotę 7 października 2006 roku na czele manifestacji maszerowała radośnie przez miasto kandydatka na prezydenta Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. W manifestacji wzięło udział kilkanaście tysięcy ludzi zwiezionych autokarami przez Platformę Obywatelską z całej Polski. Wiadomo przy tym, że manifestacja Platformy nie była spontaniczną reakcją na "taśmy Begerowej", lecz znacznie wcześniej zaplanowanym elementem kampanii samorządowej. Jestem tym zasmucony, ale nie zaskoczony. Niedawno liderzy Platformy wymusili na samorządowcach PO rezygnację z uczestnictwa w pozapartyjnych komitetach samorządowych i kandydowanie pod szyldem partyjnym. Samorządy stały się jeszcze jednym polem bitwy międzypartyjnej, jak media i trybunały. |