Skrzypek w Warszawie
Polacy są zadziwieni rządami PiS, rozczarowani i zaskoczeni rozziewem pomiędzy praktyką a pięknymi słowami, które padały w kampanii wyborczej. A przecież wystarczyło popatrzeć, jak PiS poczynał sobie w warszawskim ratuszu, jak pod pozorem walki z mitycznym układem kwitł tu melanż prywaty z nieudacznictwem... Nie chcieliście słuchać ostrzeżeń, to teraz macie. Po raz kolejny tę gorzką refleksję wywołała we mnie informacja o kandydaturze Sławomira Skrzypka na prezesa Narodowego Banku Polskiego. Skrzypek był zastępcą prezydenta Warszawy odpowiedzialnym za finanse miejskie, co działacze PiS podnoszą obecnie jako mocny punkt w jego życiorysie. Zostały tu po nim dwa wspomnienia. Po pierwsze, Warszawa w czasach Skrzypka zadłużyła się do granic wytrzymałości. Zadłużenie Warszawy w chwili objęcia rządów przez Lecha Kaczyńskiego w listopadzie 2002 roku wynosiło 1,3 mld zł, to jest dużo poniżej ustawowo dopuszczalnej granicy 60 procent budżetu. Na dzień 31 grudnia 2005 stolica była zadłużona na 2,7 mld zł, czyli naszemu kandydatowi na szefa banku centralnego udało się zadłużenie miasta podwoić. Trzeba przy tym dodać, że o ile wcześniejsze kredyty i pożyczki były zawsze przeznaczone na konkretne inwestycje, to zobowiązania zaciągane w czasach Kaczyńskiego nie miały specjalnego przeznaczenia. Wydawano je na rozrost administracji, remonty urzędów i nagrody dla urzędników. Sam Skrzypek w wywiadzie z maja 2004 r. wyjaśniał powody zaciągnięcia kolejnego kredytu wprost: "Brakuje nam do domknięcia budżetu." Drugie wspomnienie. Skrzypek był wypuszczany przez Lecha Kaczyńskiego do opowiadania największych bzdur, jeżeli takie było zapotrzebowanie polityczne. Na przykład, gdy Kaczyński postanowił obarczyć odpowiedzialnością za wpędzenie miasta w długi poprzednich prezydentów Warszawy, na konferencjach prasowych brylował właśnie Skrzypek: "W 2001 r. zadłużenie wyniosło 17 procent, w 2002 r. - już 34 procent. Pod koniec 2004 roku sięgnęłoby 68 procent dochodów miasta i Warszawa znalazłaby się w zapaści finansowej! Idąc dalej w tym tempie w 2011 r. zadłużenie sięgnęłoby już 186 procent budżetu Warszawy!" - publicznie opowiadał z przejęciem nasz kandydat na przewodniczącego Rady Polityki Pieniężnej. Nie muszę tłumaczyć, że jest to myślenie zbliżone do wnioskowania, iż jeżeli małżeństwu dwa lata temu urodziło się dziecko a po roku drugie, to za 20 lat będzie miało 22 dzieci. Brak odpowiedzialności za słowa i niefrasobliwość w zadłużaniu budżetu - oto cechy kandydata na prezesa banku emisyjnego IV RP. |