Lewa strona medalu
"Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy" Tak powiedział kiedyś Władysław Gomułka, choć nie mógł wówczas spodziewać się, że jego słowa staną się kilkadziesiąt lat później mottem działania prawicowej partii pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość. To kolejny paradoks historii, których w ostatnim czasie mamy coraz więcej. Patrząc na to wszystko, co się dzieje, trudno nie zauważyć bowiem analogii pomiędzy działaniami obecnie rządzących, a potępianym przez nich głośno systemem rządów PRL. Bezsprzecznie największym podobieństwem jest totalne zawłaszczenie państwa na każdym szczeblu, zarówno centralnym jak i lokalnym. Sposób obsadzania przez PiS i jego koalicjantów wszystkich stanowisk w urzędach i instytucjach rządowych, mediach publicznych oraz spółkach Skarbu Państwa jest już nawet nie tyle niesmaczny, ile przerażający. Obowiązuje zasada: bierny, mierny, ale wierny, a forsowani kandydaci są zazwyczaj nie przygotowani do pełnienia danej funkcji. Potwierdza to wybór prezesa NBP, zmiana na stanowisku prezesa Orlenu i obawiam się, że tak też będzie przy wyborze nowego prezesa banku PKO BP. Na szczęście, nie wszędzie idzie im tak łatwo jest wiele miejsc, gdzie po wyborach samorządowych PiS znalazł się w opozycji. Tak jest na przykład w Warszawie, gdzie partia braci Kaczyńskich poniosła sromotną klęskę, bo inaczej nie można określić przegranej faworyta wyborów prezydenckich Kazimierza Marcinkiewicza. Jakby tego było mało, Platforma Obywatelska wybiera w Radzie Miasta luźną, nieoficjalną współpracę z Lewicą i Demokratami, a nie oficjalną koalicję z klubem radnych Prawa i Sprawiedliwości. Ci ostatni do dziś nie potrafią się z tym pogodzić - no bo jak? Jak ktoś śmiał ich odrzucić na rzecz postkomuchów? Zniewaga ogromna. Ale PiS się nie poddaje. Jego warszawscy liderzy wymachują szabelką i grożą, że zrobią wszystko, aby porozumienie PO- LiD w Warszawie rozbić. Zwłaszcza, że sukcesów brakuje. Po ambicjonalnej porażce na Żoliborzu - mateczniku warszawskiego PiS, gdzie zarząd powołany przez Hannę Gronkiewicz - Waltz działa i ma się dobrze, ostatnim bastionem pozostaje Praga Północ. Żeby nie przegrać i tej bitwy, Prawo i Sprawiedliwość przegrupowuje siły. Nowym wojewodą mazowieckim zostaje szef warszawskiego PiS Wojciech Dąbrowski. Jego poprzednik musiał odejść, bo za słabo nękał przeciwników politycznych. Co innego Dąbrowski - to prawdziwy janczar Kaczyńskich, którym nie przeszkadza nawet to, że został skazany za jazdę po pijanemu - żeby było śmieszniej - na rowerze. Przesłanie tej nominacji jest jasne: zamiast skupić się na rozwoju Mazowsza, PiS postanawia zaostrzyć walkę z prezydentem Warszawy i porozumieniem PO - LiD. Pierwszy sukces już jest. Pani Prezydent podłożyła im się sama, składając z opóźnieniem oświadczenie o działalności męża, podobnie jak kilkuset innych samorządowców w kraju. Czy PiS to wykorzysta? Z pewnością. Według nich cel uświęca środki. Nawet jakby musieli poświęcić kilkudziesięciu swoich radnych, w tym również na Pradze Północ, którzy również nie złożyli stosownych oświadczeń i zgodnie z prawem tracą mandat. Czym to się wszystko skończy? Być może, nowymi wyborami prezydenta Warszawy. Nie wiem, kto w nich wówczas wystartuje, ale wiem jedno: po tym wszystkim na pewno nie wygra kandydat PiS. |