Kto rozpętał tę wojnę?
Przyglądając się awanturze z oświadczeniami majątkowymi mam wrażenie, że widzę kolejny epizod wojny PiS o samorząd. Budowniczy IV RP wygrali już wiele wojen: o telewizję i radio publiczne, o Orlen, o Narodowy Bank Polski, a nawet o Ministerstwo Spraw Zagranicznych we własnym rządzie. Tamte zdobycze były jednak łatwiejsze. W odróżnieniu od nich samorząd terytorialny jest wielogłową hydrą, niełatwą do opanowania zza biurka premiera. Nieufność do samorządów cechowała polityków PiS od zawsze. Już program wyborczy Lecha Kaczyńskiego z 1995 roku uzależniał reformę powiatową od wzmocnienia nadzoru wojewody i NIK nad samorządami. Ale prawdziwa wojna zaczęła się po przejęciu władzy w 2005 roku. Z biegu cofnięto ustawę przekazującą kolejny pakiet kompetencji od wojewodów do samorządów wojewódzkich, potem wprowadzono przepis umożliwiający wojewodzie wetowanie decyzji samorządu wojewódzkiego w sprawie dotacji unijnych. Szczególna niechęć do regionów ujawniła się już czternaście lat temu, gdy ówczesny poseł PC Sławomir Siwek (dziś wiceprezes TVP) protestował w Sejmie przeciwko tworzeniu euroregionów z udziałem polskich województw - miało to być rzekomo narzędzie odrywania ziem polskich od Macierzy. O takiej możliwości przeczołgania samorządowców, jaką stworzyły przepisy o oświadczeniach majątkowych, działacze PiS nawet nie marzyli. Hanna Gronkiewicz-Waltz odegrała tu rolę Franka Dolasa z filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową", któremu o świcie 1 września 1939 roku przypadkowo wypalił karabin i który przez sześć lat żył w przekonaniu, że to przez niego wybuchła wojna. Radni PiS w swoich działaniach przeciwko prezydentowi nie kierują się dobrem miasta. Młodzi, często zresztą zdolni i wykształceni, sprawowanie mandatu w samorządzie traktują jak rzucenie na kolejny odcinek frontu. Na hasło "do ataku" atakują licząc, że ich gorliwość zostanie zauważona przez partyjnych bonzów i że w następnym "rozdaniu" znajdą się już nie w radzie dzielnicy czy miasta, ale w sejmiku, a może i w Sejmie. To zjawisko dotyczy zresztą nie tylko Prawa i Sprawiedliwości. Gdzieś zanikła idea samorządu. Radnymi zostają osoby bardzo młode, choć ich rolą powinno być służenie RADĄ burmistrzowi czy staroście. Brakuje lokalnych przedsiębiorców, sklepikarzy, lekarzy znających problemy lokalnej przychodni, nauczycieli znających problemy oświaty, a nawet rodziców dzieci chodzących do szkoły. Dzisiaj dyrektorowi szkoły czy przychodni, a w Warszawie przeciętnemu sklepikarzowi, prawo ZABRANIA być radnym... |