Lewa strona medalu
Pomysły braci K. Gdy w listopadzie 2005 r. wybory na prezydenta Warszawy wygrała Hanna Gronkiewicz Waltz, odetchnąłem z ulgą. Nie, żeby to była moja wymarzona kandydatura, bo w pierwszej turze głosowałem i namawiałem do poparcia kandydata lewicy Marka Borowskiego, jednak w drugiej rundzie, mając do wyboru pomiędzy Hanną Gronkiewicz Waltz (PO) a Kazimierzem Marcinkiewiczem (PiS) oddałem głos na tę pierwszą uznając, że tylko w ten sposób można przerwać nieudolne rządy Prawa i Sprawiedliwości w stolicy. Zwycięstwo Hanny Gronkiewicz-Waltz i sprowadzenie PiS do roli opozycji zarówno w Radzie Miasta, jak i we władzach większości dzielnic miało ostatecznie obronić Warszawę przed IV Rzeczpospolitą i jej patologiami. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Zaczęło się od trwającej do dziś awantury w północnopraskim samorządzie, gdzie strach przed utratą władzy przez Prawo i Sprawiedliwość był tak wielki, iż wezwano na po pomoc swojego wojewodę, który ponad prawo przełożył dobro partyjnych kolegów i opowiedział się po ich stronie. W efekcie na Pradze Północ rządzi pełnomocnik prezydenta, nieprawnie wybrany zarząd dzielnicy odgrywa żenujące spektakle udając pokrzywdzonych i wzywając do urzędu policję, kilku radnych czeka w kolejce do wygaszenia mandatu, a w prokuraturze toczy się kilkanaście postępowań dotyczących różnych aspektów tej sytuacji. Jednym słowem - IV RP w pełnej krasie. Po raz kolejny Prawo i Sprawiedliwość wyciągnęło swe łapy po Warszawę w związku z aferą dotyczącą oświadczenia, które złożyła dzień po terminie Hanna Gronkiewicz Waltz. Politycy PiS wszystkich szczebli przez kilka miesięcy wymachiwali szabelką, żądając odwołania Pani Prezydent, a nawet grożąc rozwiązaniem Rady Miasta. Radni Warszawy z PO oraz LiD nie przestraszyli się jednak tych gróźb i Hanny Gronkiewicz nie odwołali, a wyrok Trybunału Konstytucyjnego potwierdził, że mieli rację. Wkrótce ciąg dalszy tej sprawy. Tymczasem do stolicy dotarł już kolejny pomysł partii braci Kaczyńskich, a mianowicie lustracja. W Warszawie chciano ją rozpocząć od radnych Warszawy, ale wojewoda z PiS tak się pospieszył, że przysłał na sesję miasta gońca z oświadczeniami lustracyjnymi dzień przed datą, która widniała na podpisanych przez niego dokumentach. Nadgorliwość, czy nadużycie - nie wiadomo, w każdym razie kuriera odesłano z kwitkiem. Na koniec o najnowszym pomyśle Prawa i Sprawiedliwości dotyczącym wymazania historii - oczywiście tej "złej", bo sprzed 1989 r. Instytut Pamięci Narodowej zapowiedział opublikowanie listy pomników, symboli i ulic, które powinny być przez samorządy zmienione, bądź usunięte z miejsc publicznych. Żeby było śmieszniej, w Warszawie do takich zaliczono m.in. praską ulicę Dąbrowszczaków, upamiętniającą polskich żołnierzy walczących pod tą nazwą w ramach Brygad Międzynarodowych w latach trzydziestych w Hiszpanii z faszystami generała Franco. Dla Hiszpanów są oni do dziś bohaterami, dla władz polskich zdrajcami i przestępcami. Czy to jest normalne? Zdecydowanie nie. Pomysły braci K. łączy jedno: wieczne szukanie wrogów i odwoływanie się do przeszłości. Zamiast budować, wolą rujnować, zamiast łączyć - dzielić. To wyjaśnia, dlaczego za rządów PiS w stolicy nie powstał ani jeden most, ani żadna inna nowa inwestycja, która zbliżyłaby miasto do XXI wieku, natomiast łożono duże pieniądze na instytucje pseudo kulturalne, których celem jest, jak się okazuje, rozdrapywanie ran i zaostrzanie stosunków Polski z sąsiadami. Dziś z tego - podobnie jak z wielu innych niebezpiecznych pomysłów braci K. trzeba się wycofać - przynajmniej tam, gdzie można. |