Lewa strona medalu

Pożyjemy - zobaczymy

W tym tygodniu okaże się, czy Polska z Ukrainą otrzymają prawo do organizowania Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Jeśli tak, to mecz otwarcia ma zostać rozegrany w Warszawie na Stadionie Narodowym. Problem jednak w tym, że stadionu jeszcze nie ma. Jego budowa była jednym ze sztandarowych haseł Lecha Kaczyńskiego w walce o fotel prezydenta Warszawy w 2002 r. Kaczyński wybory wówczas wygrał i PiS przez cztery lata rządził stolicą, jednak o budowie stadionu zapomniano. Podobnie jak o wielu innych obietnicach wyborczych, które do dziś pozostały niespełnione. Do sprawy powrócił w swym programie Kazimierz Marcinkiewicz, komisarz Warszawy i kandydat na jej prezydenta w 2006 r. Nie było mu jednak dane zrealizować tej obietnicy, ponieważ wyborcy nie obdarzyli go zaufaniem i na urząd prezydenta wybrali Hannę Gronkiewicz Waltz. Zapewne jednak dla Marcinkiewicza budowa stadionu była też tylko hasłem wyborczym, bo gdy w marcu 2006 r. do rządzonego wtedy przez niego miejskiego ratusza wpłynął wniosek o wydanie warunków zabudowy dla tej inwestycji, to przez dziewięć miesięcy pozostał bez odpowiedzi.

Prawda wyszła na jaw dopiero po zmianie władz w Warszawie w listopadzie ubiegłego roku. Okazało się bowiem, że obietnice budowy stadionu narodowego składane przez panów z PiS nie mogły być zrealizowane, ponieważ obiekt ma powstać w miejscu Stadionu Dziesięciolecia, czyli na terenie nie należącym do miasta Warszawy. A według opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej - organu nadzorującego decyzje finansowe samorządów - władze Warszawy nie mogą finansować budowy stadionu na nie swoim gruncie. Powinien on powstać za pieniądze rządu, co jest oczywiste zważywszy, że teren należy do Skarbu Państwa, a stadion ma być obiektem narodowym, a nie miejskim. Ponadto za jego budowę odpowiadać ma Centralny Ośrodek Sportu podległy ministrowi sportu Tomaszowi Lipcowi - notabene temu samemu, który za rządów Lecha Kaczyńskiego w mieście był dyrektorem Warszawskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, w którym dochodziło do licznych nieprawidłowości.

Czy władze Warszawy wspomogą więc budowę stadionu narodowego prowadzoną przez władze centralne? Oczywiście, że tak, choć na pewno nie poprzez wyłożenie pieniędzy za rząd. Rekomendowany przez Lewicę i Demokratów dyrektor miejskiego Biura Sportu Wiesław Wilczyński zapowiedział już, że miasto aktywnie włączy się we wszelkie działania wspierające inwestycję, począwszy od wydania wszystkich niezbędnych pozwoleń, a na opracowaniu i wybudowaniu rozwiązań komunikacyjnych kończąc. Władze Warszawy będą również musiały rozwiązać problem kilkudziesięciu tysięcy ludzi żyjących z handlu na Stadionie Dziesięciolecia, którym trzeba będzie zapewnić nową lokalizację bazaru tak, aby nie stracili miejsc pracy.

Budowa stadionu, a właściwie narodowego centrum sportu, bo nie będzie to tylko stadion piłkarski, ale obiekt wielofunkcyjny, wymagać będzie współdziałania władz Warszawy i administracji rządowej. Tylko wtedy jest szansa, że inwestycja powstanie sprawnie i szybko. Czy jednak stronę rządową będzie stać na współpracę z lewicowym dyrektorem Biura Sportu w Urzędzie Miasta? Pożyjemy - zobaczymy.


Sebastian Wierzbicki
Radny Rady Warszawy
(Lewica i Demokraci)
www.sebastianwierzbicki.pl

5275