Warszawa resortowa
Kto odpowiada za koordynację remontów ulic w Warszawie? Czytelnik gazet czy telewidz wie: zastępca dyrektora Zarządu Dróg Miejskich oraz miejski inżynier ruchu. Kto odpowiada za stan miejskiej służby zdrowia? Wiadomo: dyrektor miejskiego biura polityki zdrowotnej. Otóż nie. Zgodnie z polskim prawem za warszawskie drogi, za służbę zdrowia i za całą resztę odpowiada prezydent miasta, który może sobie dobrać zastępców zwanych potocznie wiceprezydentami. Apolityczni, cywilni urzędnicy niższej rangi są tylko wykonawcami ich poleceń. Tymczasem w wielu ważnych dla miasta sprawach słyszymy, i owszem, co ma do powiedzenia wojewoda, burmistrz, czasem minister, a ze stołecznego ratusza odzywa się wtedy najczęściej pan Jóźwiak - "p.o. zastępcy dyrektora gabinetu prezydenta" (słowo daję, naprawdę jest taki urzędnik!). W Warszawie politycy samorządowi chowają się za urzędnikami. Więcej mieszkańców miasta kojarzy nazwisko sympatycznej skądinąd pani rzecznik Zarządu Dróg Miejskich niż jakiegokolwiek wiceprezydenta Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz odziedziczyła tę praktykę po Lechu Kaczyńskim, który zwyczajnie bał się wystąpień publicznych (znany był z tego, że nie przychodził na sesje rady miasta). Na konferencje prasowe wypychał dyrektorów biur - urzędników w randze naczelnika wydziału. Wyjątkiem były reżyserowane prezentacje bezdyskusyjnych sukcesów Kaczyńskiego, takich jak plany Stadionu Narodowego, Pałacu Saskiego czy zabudowy Placu Defilad. Racją bytu prezydenta, wiceprezydentów, także radnych, jest branie odpowiedzialności. Mają obiecywać, przekonywać do planów rozwoju miasta, z których realizacji potem są rozliczani. Zapowiadanie reformy stołecznych szkół przez panią dyrektor biura edukacji powoduje, że dziennikarze, podobnie jak i zwykli obywatele, są bezradni. Urzędnika cywilnego nie można rozliczyć z niespełnionych obietnic. Jeżeli reforma nie wyjdzie, to kto za to odpowie? Pani dyrektor? A w jaki, przepraszam - z punktu widzenia wyborcy - sposób? Od pięciu lat warszawska administracja stała się resortowa. Dyrektorzy biur uprawiają własną politykę, lepszą lub gorszą, ale nieskoordynowaną z innymi biurami podlegającymi pod prezydenta miasta. To przypadłość, z której resztkami pozostałymi po PRL zmaga się również administracja rządowa. Bardzo kosztownym skutkiem resortowości jest brak koordynacji prowadzący do marnotrawstwa zasobów. Jeszcze kosztowniejszym skutkiem tego zjawiska jest niska frekwencja wyborcza. Po co głosować na tego czy innego polityka, jeżeli o wszystkim decyduje pani Nelken i pan Galas, a oni byli, są i będą? |