Lewa strona medalu

Nie chcesz PiS - głosuj na LiD

Warszawscy politycy Prawa i Sprawiedliwości rozbawili mnie wczoraj do łez. Na prezentacji nowego bilbordu wyborczego atakującego Hannę Gronkiewicz - Waltz oskarżyli Platformę Obywatelską oraz Lewicę i Demokratów o nieudolne rządzenie Warszawą. Jakby tego było mało, przeszli samych siebie i powiedzieli, że rozkwit stolicy miał miejsce wtedy, gdy rządził nią prezydent Lech Kaczyński. Ja wiem, że każde kłamstwo powtarzane tysiąc razy zaczyna być w końcu brane za prawdę, ale litości, panowie - nie róbcie z warszawiaków idiotów. To miasto zaczęło się zmieniać dopiero od listopada zeszłego roku, gdy rzutem na taśmę - dzięki poparciu lewicy - Hanna Gronkiewicz–Waltz została prezydentem Warszawy. W czasie kampanii wyborczej Lewica i Demokraci ogłosili, że najważniejszym celem jest odsunięcie PiS od władzy w mieście i podobnie uważała kandydatka PO na prezydenta. Stąd więc powyborcze porozumienie programowe Lewicy i Demokratów i Platformy Obywatelskiej, gdzie postanowiliśmy wspólnie wziąć udział w wydobyciu Warszawy z ogromnego dołka i zapaści inwestycyjnej, w jakiej znalazła się po prezydencie Kaczyńskim. Efekty są widoczne gołym okiem, chociażby w postaci rozpoczynających się inwestycji czy masowych remontów dróg. Oczywiście, PiS szuka jak zwykle dziury w całym i krzyczy, że całe miasto stoi w korkach, choć każdy chyba wie, że nie da się ich uniknąć przy tak zaawansowanych robotach.

Ale przykład Warszawy rządzonej przez PO oraz LiD pokazuje również coś innego: zupełnie inną niż na górze kulturę rządzenia - bez awantur o stołki, przestępców w rządzie, szantaży i podsłuchów. Pokazaliśmy, że gdy się chce, to można wypracować kompromis, dzięki któremu możliwe są mądre rządy i brak głupich wojen. Wie o tym doskonale Jarosław Kaczyński i dlatego już dziś straszy, że ewentualna koalicja rządowa PO - LiD oznaczać będzie dla Polski powtórkę stanu wojennego. Co autor ma na myśli - nie wiem, ale znając ten rząd wiem, że wobec groźby utraty władzy stan wojenny gotowi są wprowadzić sami.

Co przyniosą wybory? Wszystko zależy od ich wyniku, czyli od tego jak Państwo zagłosują 21 października. Scenariuszy jest wiele, łącznie z najbardziej prawdopodobnym: iż po wyborach zawiąże się koalicja PO – PiS. Programowo te partie są sobie bardzo bliskie, czego dowodem były wielokrotne wspólne głosowania w Sejmie m.in. nad ustawą lustracyjną czy powołaniem CBA. Za chwilę może się więc okazać, że pomimo ostrej walki politycznej, jaka miała i ma pomiędzy nimi miejsce, PO i PiS wybaczą sobie wszystko i stworzą wspólny rząd. To by oznaczało, że głosując na Platformę de facto poparło się Prawo i Sprawiedliwość.

Te wybory mogą przynieść jeszcze niejedną niespodziankę, bo choć Platforma prowadzi w sondażach to ma zarazem niesamowity dar roztrwaniania tego poparcia, o czym przekonywaliśmy się już niejednokrotnie w wyborach, z których wychodziła przegrana. Z kolei poparcie dla Lewicy i Demokratów jest w rzeczywistości większe niż pokazują to sondaże, które i tak dają im nawet do 20%. Prawda jest taka, że to LiD, a nie PO jest rzeczywistą opozycją i zagrożeniem dla PiSu, stąd największy pojedynek w tych wyborach stoczą panowie Kwaśniewski i Kaczyński, czym zresztą strasznie rozczarował się zmarginalizowany Donald Tusk, dla którego zabrakło miejsca w tej politycznej debacie. Jedno jest pewne: głosując na Lewicę i Demokratów głosujesz przeciw PiSowi, bo my koalicji z Prawem i Sprawiedliwością nie zawrzemy nigdy.



Sebastian Wierzbicki
Radny Rady Warszawy
(Lewica i Demokraci)
www.sebastianwierzbicki.pl

5508