Prosto z mostu
Krótki kurs budowy miasta - cz. 2 Brzydota Warszawy nie wynika z architektury, lecz z jej zaśmiecenia dużymi i małymi reklamami. W żadnej innej europejskiej metropolii nie znajdziemy w zasięgu wzroku więcej niż jednego billboardu naraz. Druga choroba Warszawy to płachty reklamowe zakrywające elewacje budynków. Trzecią są oblepiające każde wolne miejsce ogłoszenia i dzikie afisze. Prezydent Lech Kaczyński powołał wydział estetyki przestrzeni publicznej, którego dokonania nie są imponujące. Urzędnicy tłumaczą się, że przepisy nie dają im możliwości ograniczania reklam. To prawda, ale gdyby przez pięć lat istnienia wydziału udało się przeforsować w Sejmie przepisy sankcjonujące decyzje samorządu miejskiego w tym zakresie, może dziś mieszkalibyśmy już w innym mieście. Obecnie jedyny punkt zaczepienia to zalecenie ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, by w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego zapisać "ogólne zasady ochrony i kształtowania ładu przestrzennego". Na tej podstawie w planach zagospodarowania ustala się zasady rozmieszczenia reklam oraz szyldów. Zdziwiliby się jednak Państwo szukając tam ograniczeń. W całkiem nowych planach porządkuje się tylko zasady rozmieszczenia powierzchni reklamowych, pozwalając na niemal wszystko, m. in. na tworzenie "choinek" billboardów jeden na drugim. Jest jeszcze konserwator zabytków, który próbował ustalić w Warszawie reguły umieszczania płacht reklamowych na obiektach zabytkowych, takie jak ta, że 80 procent powierzchni płachty powinien zajmować rysunek fasady zabytku. Nie dość, że nie są one przestrzegane, to dotyczą niewielkiej liczby budynków w mieście. Potrzebny jest przepis prawa budowlanego, ustalający, że wszelkie płachty reklamowe można zawieszać wyłącznie na rusztowaniach związanych z pracami budowlanymi. Byłoby to możliwe do wyegzekwowania, wszak pełną wiedzę o takich rusztowaniach ma administracja budowlana. Dzikie ogłoszenia to rak najgroźniejszy, którego uleczenie zadziała jak wprowadzenia znanej z kryminologii zasady zbitego okna. Urzędnicy znowu się usprawiedliwiają, że nie ma kogo karać, bo rozlepiających nie da się złapać na gorącym uczynku, a zleceniodawcom nie można nic udowodnić. Pomysł władz miasta, by objąć opieką firm ochroniarskich wiaty przystankowe powoduje, że na tle wiat pozostałe urządzenia: latarnie, ogrodzenia, skrzynie transformatorowe, prezentują się jeszcze brudniej. Lekarstwo jest tylko jedno, i warto wydać na nie spore środki: codzienne poranne sprzątanie miasta przez służby miejskie. Budka po budce, latarnia po latarni, ulica po ulicy. |