Prosto z mostu
Rzędy pustych krzeseł ...Wszedłem do urzędu pocztowego, dużego, ale bez systemu numerkowego. Dołączyłem do kolejki, w której stało z dziesięć osób. Stało, choć obok znajdował się rządek tuzina krzeseł. Zapytałem ostatnią przede mną osobę, dlaczego nie siada. Starsza pani wyjaśniła, że chciałaby, ale boi się stracić miejsce w kolejce, jeżeli nie usiądą wszyscy. Podszedłem do osoby z początku kolejki z tym samym pytaniem i usłyszałem, że nie zamierza siadać, gdyż zaraz dochodzi do okienka i to się już nie opłaca. I tak staliśmy pół godziny obok pustych krzeseł. Gdy tylko sam znalazłem się na początku kolejki, odwróciłem się triumfalnie i zarządziłem: "Wszyscy siadamy!" W oczach starszych pań na końcu zobaczyłem wdzięczność... do chwili gdy dwie paniusie ze środka kolejki oświadczyły: "Myśmy się już dziś nasiedziały!" Zrezygnowałem z walki. Gdy wychodziłem z poczty, starsze panie stały przyglądając się bezradnie pustym krzesłom... Tak wyglądają nasze umiejętności samoorganizacji. Właściwie trudno się temu dziwić: przez kilkadziesiąt lat robiono wszystko, by wybić nam z głowy samorządność i działania oddolne. Dziwne jednak jest, że kult centralizmu trwa nadal. Kilka dni temu wybuchł wielki skandal. Okazało się, że projekt ustawy o prywatyzacji zakładów opieki zdrowotnej przewiduje możliwość sprzedaży przez samorząd województwa czy powiatu szpitala w całości, a zatem istnieje niebezpieczeństwo, że z winy samorządu zamiast jedynego szpitala w powiecie powstanie hotel. Na szczęście, dzielne media dostrzegły niebezpieczeństwo i teraz mądry minister nie dopuści już do takich sytuacji. W tej historii samorządowcy rysują się jako skorumpowani kretyni bez cienia odpowiedzialności za sprawy publiczne. W przeciwieństwie do urzędników rządowych, mogą zrobić tylko coś głupiego. Tymczasem większość dobrych rzeczy po 1989 roku zawdzięczamy nie rządowi, ale samorządom. Również odsetek aferzystów wśród urzędników rządowych jest wielokrotnie wyższy niż wśród samorządowców. Wmawia się nam jednak, że nie potrafimy wybrać mądrych zarządców gminy czy powiatu, natomiast - zapewne pod wpływem kosztownych wideoklipów - umiemy wybrać właściwych kandydatów do władz państwowych. Rozmawiałem niedawno z osobą zaangażowaną w organizację Uniwersytetu Dzieci (nawiasem mówiąc, to fantastyczna inicjatywa; nie namawiam do niej tylko dlatego, że według strony www.ud.edu.pl nie ma już w Warszawie ani jednego wolnego miejsca). Stwierdziła ona w tonie narzekania, że "w naszym kraju" takiego przedsięwzięcia nie może zorganizować uczelnia, i musi się tym zajmować "jakaś fundacja". Pani profesor - na szczęście zajmuje się tym jakaś fundacja. W innym przypadku patrzyłaby Pani bezradnie na rzędy pustych krzeseł... |