Prosto z mostu
Świątecznie i historycznie W dawnych czasach dostać pracę w magistracie było naprawdę trudno. Na przykład, ażeby zostać we Lwowie strażnikiem miejskim, czyli cepakiem, trzeba było być krewnym cepaka już zatrudnionego w ratuszu, a przynajmniej mieć takowego solenną rekomendację. Dzięki temu formacja cepaków cieszyła się wielką estymą, paradując w błękitnych kubrakach z czerwonymi klapami i w futrzanych czapach z niedźwiedziej skóry, ozdobionych błyszczącymi blaszanymi herbami miasta. Nazwa formacji pochodziła od używanego przez nich środka przymusu bezpośredniego, którym był okuty żelazem cep. Sześćset lat temu władze w ratuszu funkcjonowały już w sposób dość podobny do naszego. Samorząd miejski składał się z rady, będącej organem wykonawczym, czyli odpowiednikiem dzisiejszego zarządu, oraz z gminu, czyli zgromadzenia kupców i rzemieślników, podejmującego uchwały zwane wilkierzami. Burmistrzem był przewodniczący rady, przez nią wybierany. Inicjatywa uchwałodawcza burmistrza wyglądała w ten sposób, że burmistrz zadawał zgromadzeniu pytania, tzw. propozycje, a gmin odpowiadał od razu lub też prosił o zwłokę do następnej sesji, by się wpierw między sobą porozumieć. Do fotela burmistrza nie można się było zbytnio przyzwyczajać. W Krakowie przez wiele lat burmistrz zmieniał się zwyczajowo co miesiąc, tak by każdy rajca w ciągu kadencji zdążył nacieszyć się przysługującym tej funkcji berłem. W mniejszych miasteczkach burmistrz nie był aż tak szanowaną personą. Zdarzało się, że gdy naraził się staroście, ten mu przylał po grzbiecie korbaczem. Takie były wtedy obyczaje. Jedyną istotną różnicą dawnego samorządu w stosunku do dzisiejszego było natomiast posiadanie przezeń władzy sądowej i egzekucyjnej. W średniowiecznym Lwowie więzienie miejskie znajdowało się w samym ratuszu i spełniało rozmaite funkcje. Najważniejsze były lochy, ale i na parterze ratusza funkcjonowało specjalne pomieszczenie, "Szalią" zwane, w którym burmistrz zamykał na czas jakiś natrętnych petentów, zbytnio nachodzących magistrackich oficjeli. W 1594 roku na rynku przed lwowskim ratuszem urządzono specjalne miejsce "dla kłótliwych bab": przytwierdzony do ściany łańcuch z obrożą. Jak zapisał kronikarz, za wykonanie obroży mój imiennik Maciej Kowal otrzymał (bez przetargu!!!) pięć groszy. Obyśmy umieli docenić czasy, w których żyjemy - bez lochów, łańcuchów i korbaczy, pełne życzliwości zarówno dla natrętnych petentów, jak i dla kłótliwych bab. Na święta Wielkiej Nocy, zapowiadające nam jak co roku radość i nadzieję, tego wszystkim Państwu życzę! |