Rada wielu
Prasa lokalna Z okazji 400. wydania NGP pragnę złożyć Redakcji serdeczne gratulacje a wszystkim Czytelnikom życzyć, aby zawsze odnajdywali na łamach swojej lokalnej gazety przydatne informacje i ciekawą lekturę. Mam nadzieję, że także moje felietony powiększają różnorodność prezentowanych w NGP opinii. Nawet jeżeli moje tezy czy język wydają się Państwu kontrowersyjne, lub wręcz budzą zdecydowany sprzeciw, wspólnie uczestniczymy w debacie publicznej. I właśnie debata publiczna stanowi o wartości lokalnej prasy. Prasa lokalna nie tylko relacjonuje i recenzuje poczynania lokalnej władzy. NGP jest najlepszym przykładem, że lokalne media są także forum nieustannej debaty programowej. A kiedy trzeba, potrafią stanowczo interweniować w obronie interesu publicznego. Niedawny raport stowarzyszenia "Obywatele dla Warszawy" dotyczący tzw. "informatorów dzielnicowych" odbił się szerokim echem. Z punktu widzenia samorządu są one bowiem narzędziem politycznej promocji aktualnych władz finansowanym przez podatników. Zaś z punktu widzenia prasy lokalnej, są po prostu nieuczciwą konkurencją. To prawda, że warszawskie informatory wydawane przez urzędy dzielnic nie zbierają reklam. Ale jak nazwać np. artykuł pt. "TVN Warszawa - oglądamy? Oglądamy!" (autentyk z urzędowego biuletynu Bemowa). Gdyby artykuł sponsorowany miał być zamieszczony w prywatnej gazecie, kosztowałby kilka tysięcy złotych. Ale w urzędowym biuletynie ceną może być kilka wizyt burmistrza w studiu TVN. Samorządowcy tłumaczą często, że biuletyny dzielnicowe służą przekazywaniu mieszkańcom ważnych informacji. Ale przecież niezależna prasa lokalna właśnie z tego żyje, więc robi to lepiej. Ważna jest też kwestia braku obiektywizmu. W prywatnej gazecie, za prywatne pieniądze każdy może prezentować dowolne poglądy. Nie ma co się na to zżymać, odmawiać reklam czy wyrzucać redakcję z lokalu. Na tym polega wolność słowa. Ale nie spotkałem jeszcze urzędowego biuletynu, który krytykowałby burmistrza... |