Prosto z mostu

Nasi Obywatele


Bezpośrednie wybory prezydentów miast miały służyć lepszej kontroli obywateli nad politykami. Podobny był cel wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu. "Czy chcesz, aby w Sejmie zasiadali przywódcy z prawdziwego zdarzenia, a nie cwaniacy ukryci za partyjnymi szyldami?" - pytał dramatycznie Donald Tusk raptem cztery lata temu.

O tym, jak bliskie sercom liderów PO i innych partii są dziś te ideały, można się przekonać przy okazji każdych wyborów uzupełniających do Senatu. Wtedy Tusk czy Kaczyński rzucają wszystkie obowiązki i jadą do okręgu wyborczego na końcu Polski, opowiadając tam, że tylko wygrana kandydata PiS czy PO przysłuży się temu regionowi. Ale tę nachalną propagandę można jeszcze zrozumieć - w końcu, chodzi o uzupełnienie składu instytucji, z którą prezydent i premier współpracują w Warszawie.

W Olsztynie zdarzyło się coś znacznie gorszego - partyjniactwo dotknęło wyborów samorządowych. Lokalna Platforma wytypowała swoją kandydatkę na prezydenta miasta, popularną wiceprezydent Olsztyna. Donald Tusk miał jednak innego faworyta, lojalnego działacza partyjnego. Jako że dla Platformy lojalność wobec Tuska stanowi podstawową kwalifikację do rządzenia wielkim miastem, kandydatem PO został działacz partyjny, a nie znany samorządowiec. Niestety, polskie prawo przewiduje, że nawet lokalnych kandydatów rejestrują w komisji wyborczej centrale partyjne.

Gdy przed drugą turą głosowania sondaże wskazywały na wygraną konkurenta PO, którym był kandydat PSL, władze Platformy wpadły w furię. To już nie były tylko gospodarskie wizyty premiera w Olsztynie. Na dywanik w Warszawie zostali wezwani liderzy PSL. W zamian za wycofanie kandydata PSL zaoferowano im dodatkową tekę ministra w rządzie. Z drugiej strony zapowiedziano, że w razie wygranej kandydata PSL olsztyńscy radni PO nigdy nie wejdą z nim koalicję. Czyż nie przypomina to deklaracji prezydenta Kaczyńskiego, który zapowiedział wetowanie wszystkich ustaw PO?

Hipokryzją przebił wszystkich znany poseł z Lublina, w płomiennym tekście wytykający kandydatowi PSL rodowód eseldowski. Chodzi o tego posła z Lublina, który kiedyś paradował w telewizji w koszulce z nadrukiem "Jestem z SLD".

Do czego to prowadzi? W Polsce Tuska prezydentem, ministrem, burmistrzem, posłem, radnym ma być nie polityk - aktywny obywatel zainteresowany sprawami publicznymi - lecz nasz. Naszym może zaś być każdy - pod warunkiem, że nie dyskutuje i POpiera kierownictwo.

Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4794