Prosto z mostu
Warszawa bez głowy Żyjemy w mieście bezprawia. Przekonali się o tym w ubiegłym tygodniu społeczni obrońcy starej parowozowni przy ul. Wileńskiej. Ten dziewiętnastowieczny obiekt architektury przemysłowej został zniszczony przez maszyny budowlane w obecności zawezwanych z samego rana przez mieszkańców urzędników: wojewódzkiego i miejskiego konserwatora zabytków. Nie pomogła informacja o wszczęciu procedury wpisywania parowozowni do rejestru zabytków ani sporządzony na miejscu pisemny nakaz wstrzymania prac budowlanych. Robotnicy niszczący budynek koparkami działali metodą faktów dokonanych. Po prostu zrobili to. Nie oglądając się na przepisy, sądowe utarczki pozostawiając prawnikom inwestora. "Oni nie mają prawa tego burzyć! Od godziny szóstej wiszę na telefonie, ale nikt nic nie może!" - rozpaczała pani wojewódzka konserwator zabytków. To kolejny ślad przedwojennej Warszawy, który znikł bezpowrotnie z powierzchni ziemi z powodu ludzkiej małości, chciwości, braku szacunku do prawa i tradycji, ale i urzędniczego bezhołowia. Czy Warszawie potrzeba dzielnego szeryfa, jak miasteczku Tombstone z filmu Johna Forda? Nie. Szeryfów - mam nadzieję, że dzielnych - w Warszawie jest dostatek. Szeryfom jednak - policjantom - muszą być wydawane klarowne polecenia. Zgodnie z art. 11 ustawy o Policji prezydent miasta może od komendanta Policji zażądać przywrócenia stanu zgodnego z porządkiem prawnym lub podjęcia działań zapobiegających naruszeniu prawa. To właśnie przypadek sytuacji na Wileńskiej. W Nowym Jorku, w Poznaniu, w Pruszkowie, burmistrz, prezydent miasta przybyłby od razu na miejsce, ściągając błyskawicznie komendanta policji, który rozkazałby podwładnym spełnić swoją powinność. W Warszawie wokół parowozowni groteskowo miotali się miejscy urzędnicy średniego szczebla, wydzwaniając do znajomych policjantów, z których jeden dał się w końcu ubłagać i przysłał radiowóz z patrolem. Gdy patrol przyjechał, policjanci przez ponad godzinę konsultowali się z oficerem dyżurnym, zanim zdecydowali się wkroczyć do akcji. Wtedy było już, oczywiście, za późno. Przez ten czas robotnicy, śmiejąc się z urzędników, dokończyli dzieła zniszczenia. Hanna Gronkiewicz-Waltz sprawy wyburzenia parowozowni nie obdarzyła swoim zainteresowaniem. Dla pani prezydent ważne są strategie, wizje, telewizje, obligacje, delegacje... Już drugą kadencję naszym miastem rządzi polityk, który nie rozumie samorządu i nie czuje się gospodarzem terenu ani liderem wspólnoty lokalnej, za którą jest odpowiedzialny. Naszemu miastu brak gospodarza. |