Prosto z mostu
Kto złapał Urbana? Wśród pożółkłych papierów odnalazłem plakat wyborczy z hasłem "Jesteś ze Śródmieścia? Łap Urbana!" Dwadzieścia lat temu, 4 czerwca 1989 r. Jerzy Urban kandydował ze śródmiejskiego okręgu wyborczego dla bezpartyjnych. Okręgi takie ustalono przy Okrągłym Stole, by mogli z nich kandydować przedstawiciele "Solidarności", ale dla utrudnienia kandydowali z nich także bezpartyjni ludzie generała Jaruzelskiego. Wiosną 1989 r. zajmowałem się w wolskim komitecie obywatelskim "Solidarność" przygotowywaniem systemu liczenia głosów. Nie mieliśmy zaufania do oficjalnych komisji wyborczych i tworzyliśmy równoległy system ustalenia wyniku wyborów. Informacje od naszych członków w komisjach wyborczych oraz od mężów zaufania "Solidarności" spływały telefonicznie do sztabu, gdzie były zliczane, często nawet szybciej niż w okręgowej komisji wyborczej. Nawiasem mówiąc, zwyczaj równoległego liczenia głosów przetrwał jakiś czas w partiach posolidarnościowych, pielęgnując nieufność do instytucji III RP. Mimo zaangażowania w niedzielne wieczory wyborcze pracy wielu osób, nigdy żadnych nieprawidłowości w ten sposób nie wykryto... W czerwcu 1989 r. czułem, że prawdziwa walka toczy się gdzie indziej, tam gdzie naprawdę liczy się głosy. Zostałem członkiem obwodowej komisji wyborczej nr 361, z ramienia - jak to się wtedy mówiło - NSZZ "Solidarność". Było nas w jedenastoosobowej komisji czworo: Wanda, Zenobia, Staszek i ja. Przewodniczącym komisji został pan Jurek z podstawowej organizacji partyjnej PZPR w Przedsiębiorstwie Robót Inżynieryjnych Budownictwa Warszawa. Co ciekawe, szeregowym członkiem komisji był szef pana Jurka, zastępca dyrektora w tymże przedsiębiorstwie. Pamiętam, z jaką radością zobaczyliśmy po otwarciu urny naszą wygraną i z jakim pietyzmem zamieszczaliśmy nad ranem jakieś uwagi w protokole. Baliśmy się fałszerstw i chuchaliśmy na każdy podpis i pieczęć. Nie było jednak żadnych fałszerstw. Działacze PZPR byli oszołomieni nie mniej niż my, choć z odwrotnej przyczyny. W naszym okręgu nr 4 posłami zostali Jacek Ambroziak, późniejszy minister, i Jerzy Dyner, rekomendowany przez "Solidarność" FSO na Żeraniu. Żaden kandydat PZPR nie uzyskał wymaganej połowy ważnych głosów. Urbanowi bezpartyjność wtedy niewiele pomogła, zresztą pecha z partiami ma do dziś. Do PZPR zapisał się dopiero po wyborach i nie zdążył być do niej przyjęty. Platformę Obywatelską poparł dopiero po tym, jak dołączył do niej nienawidzony przez niego Marian Krzaklewski. A może Krzaklewski mu już nie przeszkadza, wszak akces szefa AWS do Platformy jest potwierdzeniem wyboru Urbana: tęsknoty za Frontem Jedności Narodu... |