Chłodnym okiem

Plac Wileński

Dla jednych Plac Wileński, dla innych skrzyżowanie najważniejszych ulic na Pradze. Obszar, który - gdyby czytać tylko i wyłącznie gazety - budzi ostatnio na Pradze duże emocje. "Na Pradze zawrzało" napisała jedna z nich. Trochę z sentymentu (Plac Wileński uzyskał swoją nazwę, gdy byłem na Pradze dyrektorem zarządu dzielnicy), trochę z obowiązku jako radny dzielnicy i trochę z ciekawości, jako mieszkaniec i użytkownik owego skrzyżowania obserwowałem ów "stan wrzenia" na spotkaniu zorganizowanym 20 listopada w urzędzie dzielnicy, a poświęconym koncepcji zagospodarowania tego terenu po wybudowaniu tam stacji metra. Po wejściu na salę rzuciła mi się przede wszystkim w oczy dysproporcja urzędników w stosunku do zainteresowanych mieszkańców. Obecność prezydenta Jacka Wojciechowicza spowodowała, iż pojawiło się całe jego technokratyczne zaplecze. Prezes warszawskiego metra Lejk, koordynator miejskich inwestycji Witek, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego Ruta, dyrektor biura drogownictwa i komunikacji Reksnis, zespoły planistyczne, opracowujące zarówno miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego Nowej Pragi (Czereda) jak i autorzy projektu organizacji ruchu po zakończeniu budowy stacji metra (Sarna) ze swoimi zespołami. Urzędnicy ilością wygrali. Dyskusja, w której nielicznie przybyli mieszkańcy mieli marne szanse by zaprezentować swoje stanowisko, była raczej polemiką pomiędzy różnymi wizjami zagospodarowania tego terenu prezentowanymi przez różne grupy architektów.

Główny problem, czy na skrzyżowaniu Targowej i Solidarności ruch pieszy ma się odbywać w przejściach podziemnych, czy na powierzchni został podsumowany słowami prezydenta - "wszystkie przedstawione propozycje zostaną przemyślane". Prezydent nadmienił jednak, że przetarg na budowę metra został rozstrzygnięty, a w nim określono przyszłą koncepcję organizacji ruchu na tym terenie, czyli mówiąc krótko, będzie jak zaplanowano. Trudno się z takim stanowiskiem nie zgodzić, tak ruchliwy punkt na mapie Warszawy to nie miejsce do sportu i rekreacji. Plac Wileński nigdy nie pełnił i z racji olbrzymiej ilości emitowanych w tym rejonie spalin, kurzu, hałasu i nie powinien pełnić roli miejskiego zieleńca. Skrzyżowanie to, czy nam się podoba, czy nie pełni funkcję tranzytową dla ruchu wchodzącego do Warszawy od strony wschodniej. 40 tysięcy pasażerów przewijających się codziennie w okolicach dworca Warszawa Wileńska wytwarza "potok ludzki", skutecznie blokujący to skrzyżowanie w okresach największych szczytów komunikacyjnych. Od strony Marek dociera do skrzyżowania ponad 1700 samochodów na godzinę, niewiele mniej próbuje się przez nie przebić jadących z Targówka, Białołęki i wreszcie z samej Pragi. Rozwiązań alternatywnych na dziś brak. Na pewno nie są nimi próby zarysowane w koncepcji pana Czeredysa zamknięcia ulicy Cyryla i Metodego, a także zamknięcia łącznika od Wileńskiej do Targowej po stronie zachodniej i utworzenia w tym miejscu placu miejskiego. Do mojej wyobraźni przemawiają pomysły zwężenia ulicy Targowej, ograniczenia tam ruchu samochodowego i poszerzenia przestrzeni dla pieszych po uprzednim umożliwieniu odciążenia tej arterii poprzez zbudowanie Nowo-Jagiellońskiej, Alei Tysiąclecia i wschodniej obwodnicy Pragi. Z pewnością nie uda się reinkarnować starych miejsc (kto dziś jeszcze pamięta Wisłę, Oazę czy Wiktorię przy Targowej), ale przykład Ząbkowskiej pokazuje, że jak jest klimat, to ciekawe miejsca tworzą się same.


Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
5702