Lewa strona medalu
Garść aktualności Warszawa znów zasypana. Choć walka z zimą kosztowała już 120 milionów złotych, to jej efekty są coraz mniej zadawalające. W interpelacji, jaką złożyłem do Pani Prezydent, wnioskowałem o kontrolę jakości odśnieżania przez działające na zlecenie Zarządu Oczyszczania Miasta firmy. Rozumiem, że opady śniegu są w tym roku rekordowe, ale nie zmienia to faktu, że przedsiębiorstwa zajmujące się oczyszczaniem zobowiązały się umowami do określonego standardu swych usług. A ten nie jest dotrzymywany. Pocieszające jest, że w odpowiedzi na interpelację wiceprezydent Wojciechowicz potwierdził moje zdanie i zapewnił, że na firmy zostaną nałożone kary umowne - choć z drugiej strony nawet nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Kolejnym, związanym z tym, problemem jest zbyt mała liczba środków przewidzianych w tegorocznym budżecie na wywóz śniegu po zimie. Może więc okazać się, że będzie on zalegał na naszych ulicach do maja, a topniejąc pozalewa wszystko. To, oczywiście, czarny scenariusz, bo w mojej ocenie trzeba zrobić wszystko, aby te pieniądze się znalazły i radni - przynajmniej SLD - będą o to zabiegać. A z tym nie będzie łatwo, bo fiaskiem zakończyła się sprzedaż kolejnej puli miejskich obligacji. Dwie poprzednie zakończyły się sukcesem zarówno na rynku krajowym, jak i zagranicznym. Zainteresowanie przekraczało podaż, co oprócz ponad miliarda złotych gotówki przyniosło wzrost prestiżu Warszawy jako miasta. Tym razem nie poszło jednak tak różowo, mimo że władze stolicy robiły wszystko, aby inwestorów zachęcić. Upubliczniono informację o zmniejszeniu zadłużenia miasta i planach dotyczących obniżenia progu bezpiecznego zadłużenia do 50% w miejsce dotychczasowych 55% (ustawowo dopuszcza się 60%). Mimo to, udało się sprzedać obligacji za 300 mln zł wobec planowanych 500 milionów. Eksperci mówią, że przyczynił się do tego termin - w tym czasie wyemitowano bowiem również obligacje Skarbu Państwa - oraz niezbyt atrakcyjne oprocentowanie. Mniejsza od zakładanej sprzedaż obligacji nie powinna w większym stopniu rzutować na sytuację finansową Warszawy, ale jest na pewno pewnym sygnałem dla władz miasta, którego lekceważyć nie można. Na koniec warto wspomnieć o Bazarze Różyckiego. Część z zajmowanej przez niego powierzchni wraca do byłych właścicieli i siłą rzeczy kupcy będą musieli się ścieśnić. Wydaje się, że jest to doskonała okazja do tego, żeby bazar zrewitalizować. Aby do tego doszło, władze miasta muszą wreszcie dojść do porozumienia z kupcami i najzwyczajniej w świecie wydzierżawić im ten teren, bo nie wiem, czy Państwo wiedzą, ale ostatnią umowę podpisał z nimi w 2001 roku ówczesny dyrektor dzielnicy Ireneusz Tondera. Potem kupców chcieli się pozbyć włodarze miasta z Lechem Kaczyńskim na czele, a następnie ekipa obecnej Pani Prezydent. Efekt jest taki, że Stowarzyszenie Kupców Bazaru Różyckiego nie ma podpisanej umowy dzierżawy, co w skrócie oznacza, że miasta nie czerpie z tego tytułu zysków, a kupcy są niepewni o swój los. Na szczęście nie sądzę, żeby urzędnikom Hanny Gronkiewicz - Waltz starczyło odwagi na takie rozwiązanie, jak w przypadku KDT, choć i taki wariant był ponoć rozpatrywany. Myślę, że w obronie bazaru stanęliby wtedy wszyscy mieszkańcy Pragi ze mną na czele. Dlatego trzeba tę sprawę rozwiązać polubownie, zwłaszcza w kontekście EURO 2012. Bazar należy zmodernizować i uczynić z niego przede wszystkim przyzwoite miejsce pracy dla setek kupców, nowoczesne, ale z zachowaniem elementów tradycji i charakteru dzielnicy. Na pewno nie może to być jakiś skansen - jak chcieliby niektórzy, gdzie turyści przy okazji zwiedzania Muzeum Pragi zachodziliby oglądać handlujących jak jakieś małpy w zoo. To nie o to chodzi, i każdy kto kocha tę dzielnicę i szanuje jej mieszkańców powinien to wiedzieć. |