Prosto z mostu
Gorący śnieg "Wiesz, ile kosztuje jeden litr benzyny? Przemnóż to przez kilometry od Wisły i z powrotem, to ile ci wyjdzie? Dużo ci wyjdzie! To co zrobić, żeby wyszło mniej? Śnieg trzeba zrzucać nie do Wisły, tylko...?" - pytał swojego pomocnika kierowca MPO, czyli Jan Kobuszewski, w filmie "Brunet wieczorową porą". Praktykant zgadywał: "Jak słońce wyjdzie, to śnieg stopi, i on spłynie?" "Tak jest, siły przyrody w służbie człowieka!" - pochwalił go Kobuszewski. Nie sposób nie wspomnieć tej sceny patrząc na to, co się dzieje teraz w Warszawie. Od kilku tygodni mamy stan klęski żywiołowej. Na chodnikach zalegają metrowe sterty śniegu, a w wąwozach pomiędzy nimi z trudem są w stanie przecisnąć się dwie osoby. Pod naciskiem lobby kierowców bowiem władze miasta rozliczane są z przejezdności ulic, nie chodników. W śnieżną zimę widać najwyraźniej, że Warszawa jest nieprzyjazna pieszym. Los pieszych przez trzy miesiące w roku nie ma żadnego znaczenia. Słuchają Państwo tych ciągłych dyskusji o przejezdności, o standardzie "czarnej ulicy"? O chodnikach mowy w nich w ogóle nie ma. Nie interesuje mnie, dlaczego ulice są przejezdne dopiero po czterech godzinach od opadu śniegu. Mogę się śmiać ze słów urzędnika, który wyjaśnia, że pługów nie wysłano na ulice podczas śnieżycy, gdyż zwiększyłyby się od tego korki. Mogę się dziwić, dlaczego Warszawa wydaje na odśnieżanie ulic sześć razy więcej niż Łódź i osiemnaście razy więcej niż Wrocław, przy czym efekty w tamtych miastach są znacznie lepsze niż w stolicy. Najgorętszy problem stanowią jednak zalegające na chodnikach, ścieżkach osiedlowych i trawnikach wielkie sterty śniegu. A co się stanie z nimi na wiosnę? To nie jest czysty śnieg, lecz setki ton zmieszanego ze śniegiem błota. Takiej ilości brudu, jaka objawi się na warszawskich ulicach tej wiosny, jeszcze nie widzieliśmy. Teraz jest on łatwy do zebrania, bo zmrożony. Wiosną ulice zostaną zalane strumieniami śmierdzącego błota. Oczywiście będziemy uważać, by w nie nie wdepnąć. I gdy tak będziemy uważać, wtedy właśnie obryzga nas brudna fontanna spod kół samochodu... Myślą Państwo, że warszawscy radni o tym nie dyskutują? Owszem, tyle że nie czują się przy tym jak u Barei, lecz raczej jak na filmie wojennym. PiS atakuje, a PO się broni: nie ma radnego PO, który by uważał, że miasto jest źle odśnieżane, i nie ma radnego PiS, który by uważał odwrotnie. Linia frontu jest ostra, jak w "Gorącym śniegu". |