Lewa strona medalu
W powodzi słów Powódź, która pustoszy nasz kraj, dotarła w weekend do stolicy - w sobotę poziom wody w Wiśle osiągnął najwyższy poziom 780 cm. Póki co (piszę te słowa w poniedziałek w południe) stolica uniknęła zalania, choć kilkakrotnie istniało niebezpieczeństwo przerwania wałów. Nie jest to oczywiście zasługa władz miasta, choć trzeba przyznać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jeździła wszędzie tam, gdzie jakiekolwiek niebezpieczeństwo się pojawiało. Na szczęście, przecieki zdołano opanować, choć w niedzielę w Porcie Praskim udało się to dopiero po 13-godzinnej akcji. Władze obawiają się, że mimo powolnego opadania wody wały przeciwpowodziowe nasiąknęły wodą i w każdej chwili mogą puścić. Dlatego w obawie przed tym w poniedziałek zamknięto przejazd Wałem Miedzeszyńskim oraz ponad 120 placówek oświatowych zagrożonych ewentualnym zalaniem. Powódź popsuła plany sztabowcom Jarosława Kaczyńskiego, którzy na sobotę zaplanowali na Placu Teatralnym wiec wyborczy, inaugurujący kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego. Wprawdzie impreza się odbyła, ale miała charakter koncertu charytatywnego na rzecz powodzian i w natłoku napływających tragicznych wieści z kraju do mediów się zbytnio nie przebiła. W każdym razie prezes Kaczyński postanowił cały czas grać rolę polityka na trudne czasy i zbytnio się nie odzywać, co zresztą z jego punktu widzenia jest słusznie. Jak najmniej odzywać się powinien też kolejny kandydat na prezydenta, tym razem z Platformy Obywatelskiej. Jak wiemy, Bronisław Komorowski, bo o nim mowa, jest nie tylko kandydatem, ale również marszałkiem Sejmu i osobą pełniącą obowiązki prezydenta. Jako taki jeździ po kraju i wizytuje tereny dotknięte powodzią. Niestety, przy okazji zabiera też głos, a co komentarz - to gorszy. Dowiedzieliśmy się więc między innymi, że wizytowanie terenów powodziowych jest dla marszałka przyjemnością. Gdzie indziej ewentualny przyszły prezydent stwierdził, że powódź jest co roku, więc ludzie powinni być oswojeni z żywiołem, a wczoraj zalanie Małopolski określił mianem lokalnych podtopień. Po tak ogromnej dawce błędów i gaf ręce opadły już chyba nawet premierowi Tuskowi, który postanowił osobiście wesprzeć Komorowskiego w walce o prezydenturę, zanim ten nie wykończy jako kandydat siebie samego. Teraz panowie jeżdżą więc po Polsce razem, ale głos zabiera już tylko sam premier - zresztą może to i dobrze. |