Prosto z mostu

Lata siedemdziesiąte, lata dziesiąte


Wracamy do radosnych lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Nie chodzi mi o to, że polski rząd znów ma ochotę zaliczać nasz kraj do grona dziesięciu potęg gospodarczych świata. W naszym mieście dzieją się historie podobne do tych, jakie wymyślał Stanisław Bareja dla swojego bohatera, prezesa Ryszarda Ochódzkiego. Oto władze dzielnicy Ursus zbudowały za trzy miliony złotych w Parku Czechowickim całkiem ładną muszlę koncertową. W ostatnią niedzielę zorganizowały otwarcie obiektu. Wyglądało to tak, że obok muszli zbudowano prowizoryczną scenę, na której wystąpili zaproszeni artyści. Nową muszlę artyści i publiczność mogli oglądać przez płotek, również prowizoryczny. Budowa muszli została bowiem co prawda ukończona na czas, ale urzędnicy nie zdążyli skompletować dokumentów niezbędnych do użytkowania obiektu. Trzeba dodać, że dokumenty te wydaje inny wydział tegoż samego urzędu, który zbudował muszlę. Przez dwa miesiące w ramach akcji "Lato w mieście" w Parku Czechowickim będą odbywać się - zapewne przez płotek - koncerty i inne imprezy. Oficjalne otwarcie muszli nastąpi dopiero we wrześniu. Wcześniej się nie da, przecież urzędnicy idą na urlop.

Urzędnikom po prostu nie chce się spieszyć. Mają inne priorytety, gdyż rozliczani są z tego, co zrobią w ciągu roku budżetowego. Zmarnowany czas mieszkańców nie jest dla nich istotny. Na przykłady takiego stosunku urzędników do naszego czasu natykamy się w tysiącach drobnych spraw. Trochę otępiali, nie zwracamy już na nie uwagi, przynajmniej dopóki opóźnienia nie dotkną naszego interesu materialnego. Boleśnie wspominam, jak przystanek autobusowy, z którego często korzystam, na czas budowy ekranu dźwiękochłonnego został odsunięty tak, że z przejścia dla pieszych trzeba było do niego maszerować w sumie dwieście metrów. Trwało to cztery tygodnie, w tym czasie do budowanego za przystankiem ekranu podjechała ze dwa razy jakaś koparka. A ludzie? Ludzie przyzwyczaili się już, że dotarcie do przystanku autobusowego w Warszawie wymaga długiego marszu, i pokornie maszerowali.

Musimy się buntować. Przesyłajcie Państwo, proszę - na mój adres lub na adres redakcji - przykłady absurdalnego nieszanowania przez urzędników naszego czasu.

...Prezes Ochódzki i jego kolega, pułkownik Molibden, przypomnieli mi się też, gdy usłyszałem, że w tym roku w Warszawie święto wianków ma się odbyć nie - jak zwykle - nad Wisłą, lecz na Placu Defilad. Kto powiedział, że wianków nie da się puszczać na beton? A "Podmoskownyje wiecziera" przy tradycyjnym jajeczku zaśpiewać się nie da?


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
5138