Prosto z mostu
Przewodnia rola partii? Niedawno na jednym z portali internetowych pojawiła się sonda: "Która partia obsadzi urząd prezydenta Warszawy?" Poczułem się wykluczony. Miałem do wyboru: wyliczankę PiS, PO itd., "inną partię" oraz "nie interesuje mnie to". Bardzo mnie interesuje, kto obejmie urząd prezydenta Warszawy i chciałbym, by nie był to nominat partyjny, lecz osoba mająca najlepsze predyspozycje do tej funkcji. W Warszawie, niestety, ludzie głosują często na kandydatów nie ze względu na ich zalety i wady, lecz zgodnie z preferencjami partyjnymi. Dziennikarze wzmacniają to zjawisko. Inaczej jest w innych miastach. W ostatnich wyborach samorządowych wśród szesnastu prezydentów miast wojewódzkich aż dziewięciu było wybranych jako kandydaci komitetów wyborczych obywateli. To nie znaczy, że nie należeli oni do jakichś partii politycznych - lecz nie dzięki partyjnej rekomendacji zostali wybrani w głosowaniu. Prawicowy Kraków wybrał wywodzącego się z SLD Jacka Majchrowskiego, a lewicowa Łódź - wywodzącego się z ZChN Jerzego Kropiwnickiego. W Warszawie Hanna Gronkiewicz-Waltz wygrywa wybory wyłącznie dzięki logo PO. Wiemy o tym na pewno, gdyż w sondażach ujawnia się zawsze pokaźna grupa sympatyków Platformy, która wołałaby, by kto inny miał rekomendację ich ulubionej partii. Ale - jeżeli Donald Tusk nie zmieni zdania, i tak zagłosują na obecną panią prezydent. Znacznie gorzej mają sympatycy PO w Sopocie, gdzie Platforma co chwilę zmienia swoje poparcie dla prezydenta Jacka Karnowskiego. Lokalni działacze jak dzieci tłumaczą się, dlaczego diametralnie zmienili zdanie po kolejnej wypowiedzi Tuska. Mieszkańcy Sopotu już raz w referendum pokazali jednak, że są mądrzejsi od partyjnych dyrektyw. Hanna Gronkiewicz-Waltz ze względu na swoje funkcje partyjne jest osobą niebywale zajętą. Wiosną organizowała prawybory prezydenckie w Platformie, przez czas jakiś kierowała też komisarycznie regionalnymi strukturami partii. Trudno, by miała czas na takie detale, jak sprawdzenie zakupu miejskich tramwajów - pani prezydent może w nich najwyżej przeciąć jakąś wstęgę po wizycie u fryzjera. Dlatego opinia publiczna przyjęła ze spokojem wiadomość, że kupione ostatnio za półtora miliarda złotych tramwaje "Swing" są za szerokie dla warszawskich torowisk i jeżdżąc po mieście zrywają sobie boczne osłony. Nie podoba się wam? A co, chcecie, żeby wygrał PiS? W ubiegłym tygodniu chęć kandydowania na prezydenta Warszawy zgłosiła niezależna radna Katarzyna Munio. Jak ją znam, trzy razy przejrzałaby dokumentację przetargową tramwajów przed złożeniem swojego podpisu. |