Uchwała kompetencyjna

Do śmieci

Sekretarz miasta i Biuro Prawne wraz z Komisją Statutową od blisko roku opracowują uchwałę o przekazaniu kompetencji z urzędu miasta do urzędów dzielnic.

22 września, podczas posiedzeniu komisji okazało się, że żaden z autorów uchwały nie zrozumiał ustawy warszawskiej i o samorządzie gminnym, o czym świadczy wyprodukowany przez nich knot prawny. Sekretarz nie wiedział, że Prezydent jest pracodawcą wszystkich urzędników miasta i jego jednostek organizacyjnych i że Prezydent nie może przekazać swoich uprawnień burmistrzom i kierownikom jednostek organizacyjnych. Sekretarz nie wiedział, że jeśliby przekazano zarządom dzielnic uprawnienia Prezydenta do wydawania decyzji administracyjnych, to zarząd dzielnicy musiałby przy wydaniu każdej decyzji wspólnie podjąć uchwałę, a każdy z obecnych członków zarządu pod nią się podpisać. Nie można też kompetencji zarządu przekazać innym urzędnikom. Orzecznictwo sądów ma w tych sprawach brodę co najmniej od 1991 r. Sekretarz orzecznictwa nie czytał, tak jak nie potrafi przeczytać ustaw i KPA. Sekretarz nie znał nawet właściwego przepisu, na podstawie którego można uprawnienia Prezydenta przekazać do zarządu dzielnicy, podawał dotychczas przepis błędny i był z tego dumny i niezmiernie pewny siebie. Skutkiem pomysłów Sekretarza sprawy drobne, jak wydanie dowodu rejestracyjnego, prawa jazdy, meldunku, mandatu, zasiłku, becikowego, wymiaru podatku od nieruchomości, dodatku mieszkaniowego i do przedszkoli, rejestracja działalności gospodarczej oraz inne poważniejsze sprawy nie będą załatwione od ręki, tylko trzeba będzie poczekać, aż zbierze się zarząd i podejmie uchwałę. Sekretarz po prostu nie wiedział, że są to decyzje administracyjne, i że tych decyzji są dziesiątki tysięcy, i że obecnie wykonuje to kilkuset samodzielnie działających urzędników w imieniu Prezydenta, a nie czterech panów przy stoliku jak do brydża. Gdy ktoś z członków zarządu wyjechałby na urlop, zachorował czy udał się w teren lub na naradę, to obywatel nie zarejestruje samochodu, nie zapłaci podatku, nie zamelduje się, nie zarejestruje działalności gospodarczej, bo nie będzie quorum do podpisania decyzji. Obywatel będzie musiał poczekać czasem dzień, czasem tydzień, trzeba będzie kilkakrotnie powiększyć poczekalnie w wydziałach obsługi mieszkańców (WOM) i nazwać je WON. Szanowni Państwo, nie da się w brydża grać we dwoje lub troje, no chyba że z dziadkiem.

Widziałem też wielkie zdziwienie na twarzy Sekretarza, gdy dowiadywał się, że jedynym uprawnionym podmiotem do dyspozycji mieniem jest Prezydent i że nie może on upoważnić zarządów dzielnic do nabywania, zbywania i innych dyspozycji majątkowych.

Obecnie w mieście istnieje infrastruktura administracyjna w postaci miejskiego urzędu centralnego podległego bezpośrednio Prezydentowi z delegaturami (filiami) w budynkach urzędów dzielnic oraz wydziałów podległych burmistrzom dzielnic. Burmistrzowie poprzez wydziały wykonują niektóre zadania przynależne ustawowo gminom. Biura podległe Prezydentowi wykonują w szczególności ustawowe zadania powiatu i niektóre zadania gminy, bo Warszawa jest nietypową gminą, wykonującą również zadania powiatu.

Spór o kompetencje, który trwa od dawna w mieście, polega na tym, że burmistrzowie chcą mieć wpływ na urzędników delegatur, które im nie podlegają. Burmistrzom dotychczas tłumaczono, że jest to niemożliwe, bo jako pracownicy dzielnicy, tj. jednostki organizacyjnej gminy, nie mogą mieć wpływu na urzędników biur wykonujących zadania starosty. Ta błędna argumentacja powstała, bo ktoś wyinterpretował, że urzędy dzielnic to formalnie odrębne urzędy w stosunku do urzędu Prezydenta będącego też starostą. Prawda jest taka, że burmistrzowie chcieliby mieć pozamerytoryczny wpływ na urzędników poprzez dawanie lub odbieranie im kompetencji do wydawania decyzji administracyjnych czy nakazywanie im, których petentów winni obsłużyć poza kolejnością itp. Mieliby na to wpływ poprzez poziom wynagrodzenia i premie. Typowa choroba władzy. Burmistrzowie myśleli, że jest możliwe przejęcie kompetencji Prezydenta i rozdawanie ich, komu uznają za stosowne. Niestety, taka substytucja nie jest prawem dopuszczalna, bo pozbawia Prezydenta wszelkiej kontroli. Burmistrzowie, chcąc więcej władzy, wpadli we własne sidła, bo okazało się, że jeśli chcą kompetencji, to sami będą musieli podpisywać tysiące decyzji administracyjnych i to łącznie z pozostałymi członkami zarządu. Będzie tego tyle, że nie będą mieli czasu wyjść na siusiu.

Sekretarzowi dzielnie sekundowali członkowie komisji statutowej, ale spuścili z tonu, gdy radni i burmistrzowie słuchający bzdurnych pomysłów Sekretarza wpadli w nerwy i go wyśmiali. Słuchający dowiedzieli się, że mimo iż prawo nakazuje utworzenie jednego stanowiska powiatowego (miejskiego) geologa, to stworzono stanowiska geologów w każdej dzielnicy, a miejskiego zlikwidowano. Podobnie zrobiono z naczelnym (miejskim) inżynierem ruchu.

Mam wrażenie, że Sekretarz nie zrozumiał też mojego wywodu, że zgodnie z przepisami prawa jeśli ktoś ma nieruchomości w różnych dzielnicach, to podatek od nieruchomości ustawowo ma być ustanowiony przez Prezydenta w jednej decyzji podatkowej po to, by między innymi w jednej decyzji rozliczyć ew. ulgi podatkowe bądź móc wydać zaświadczenie o niezaleganiu w podatkach. Ponieważ naliczanie i pobór podatków od nieruchomości przekazano do dzielnic, to nie ma możliwości, by wydać decyzję o podatku komuś, kto ma nieruchomości w dwóch dzielnicach. Pan Sekretarz po roku myślenia zrozumiał, że urzędy dzielnic są częścią urzędu miasta, a nie samodzielnymi urzędami, co jest istotną różnicą prawną. Padło też wiele innych zarzutów prawnych i merytorycznych, dezawuujących projekt uchwały kompetencyjnej. Według mojej wiedzy na projekcie uchwały kompetencyjnej nie pozostawili suchej nitki też profesorowie Michał Kulesza i Piotr Jaroszyński, ale opinii tych nie ujawniono zebranym.

Pan Sekretarz nie zrozumiał wielu moich uwag zawartych w przekazanym komisji audycie. Nie będąc w stanie odeprzeć zarzutów w istocie opuścił salę, a przewodniczący zamknął obrady bez rozstrzygnięcia, co dalej. A przecież podczas rozpoczęcia komisji wyraził nadzieję, że jest to ostatnie posiedzenie, gdyż uchwała jest świetna i będzie mogła już trafić na sesję. Wyszło, że trafi do kosza. W trakcie posiedzenia komisji wpłynął audyt prawny dotyczący statutu miasta, z wnioskiem, aby też go wyrzucić do kosza. Szkoda, że Sekretarz wyszedł. Może by jeszcze czegoś się dowiedział, tylko nie wiem, czy by zrozumiał.


Bogdan Żmijewski
(Redakcja „Południe”)
8501