Wścieklizna
W maju tradycyjnie właściciele psów udają się - razem ze swoim ulubieńcami - do lecznic weterynaryjnych. Nierzadko postępują tak także posiadacze kotów. Bo warto pamiętać, że Mruczki, które wypuszczamy z domu także powinny być zaszczepione. A maj jest właśnie miesiącem, kiedy szczepimy na wściekliznę naszych kudłatych pupilów. Obowiązek taki został wprowadzony w Polsce już w 1949 roku. Sam pomysł szczepionki jest o wiele starszy. Wynalazł ją francuski chemik Louis Pasteur, żyjący w latach 1822-1895. Wścieklizna w owym czasie była chorobą śmiertelną. Zarażeni nią ludzie umierali w okropnych cierpieniach. Mało tego, często dobijano ich, aby oszczędzić im cierpień lub leczono domowym sposobem. Wypalano mianowicie rany po ugryzieniu rozpalonym żelazem. Tak czy tak ich los był straszny. Nieszczęśnikom postanowił pomóc Pasteur. Prowadził przez wiele lat badania dotyczące drobnoustrojów wywołujących chorobę i doszedł do istotnych wniosków. Odkrył, że sztucznie wyhodowane zarazki, odpowiednio osłabione i wprowadzone do organizmu ludzkiego skutecznie go uodparniają. Analiza wścieklizny dowiodła, że - jeżeli szczepienie zastosuje się zanim drobnoustroje zdążą się rozmnożyć - chory może wyzdrowieć. Wkrótce naukowiec od teorii przeszedł do praktyki. W 1885 roku do jego laboratorium przywieziono 9-latka pogryzionego przez wściekłego psa. Chłopiec miał 14 ran i lekarze byli zdania, że nie przeżyje. Tymczasem, zaszczepiony przez Pasteura, wywinął się śmierci. Tak Joseph Meister, bo o nim mowa, wszedł do historii jako pierwszy, wyleczony z wścieklizny człowiek. Warto przy okazji wspomnieć, że kiedy dorósł zaczął pracować jako portier w instytucie Pasteura, a zmarł w 1940 roku. Popełnił samobójstwo, kiedy hitlerowcy usiłowali zmusić go do otwarcia krypty, gdzie pochowany był wielki uczony. Meister wolał wybrać śmierć, niż pomagać Niemcom w bezczeszczeniu grobu człowieka, który podarował mu życie. W 1885 roku, kiedy kolejny chory przeżył i miał się dobrze, worek z pacjentami rozsypał się. Do Pasteura słano tysiące próśb o pomoc, apelowano też o gotowe szczepionki. I choć część niechętnych mu osób nazywała nawet badacza mordercą, jego sława rosła z dnia na dzień. Dziś na szczęście nikt już nie wątpi w skuteczność szczepień. Pamiętajmy więc o ochronie naszego czworonoga przed tą straszną chorobą.
Ludmiła Milc
|