Akwizytor wciąż działa
Okazuje się, że opisany w 2 nr NGP akwizytor firmy Aqua Life grasuje na terenie Pragi przynajmniej od dwóch lat. Wykorzystując łatwowierność starszych, często schorowanych osób, nakłania ich do nabycia produktów po zawyżonych cenach i osiąga znaczne zyski. Cztery tygodnie temu przedstawiliśmy w naszej gazecie materiał demaskujący nieuczciwego sprzedawcę filtrów do wody, przedstawiciela firmy Aqua Life. Po tej publikacji zgłosiły się do nas następne osoby, które padły ofiarą Krzysztofa P. W maju 2008 r. oszust ten pojawił się w mieszkaniu Krystyny S. (lat 85) przy ul. Jagiellońskiej 58. Nie przedstawił się, ani nie okazał żadnego dowodu tożsamości, powiedział tylko, że jest z administracji. Wszedł do kuchni i przystąpił do montowania filtru do wody. Właśnie w tym czasie zmienił się administrator budynku, Krystyna S. pomyślała więc, że nowy zarząd chce rozpocząć swoją działalność od wprowadzenia ulepszeń dla mieszkańców i nie protestowała, wierząc w dobre intencje przybysza, tym bardziej, że zachowywał się grzecznie i uprzejmie. Zapytała tylko, czy od razu musi za usługę zapłacić. Krzysztof P. odpowiedział, że pieniędzy nie bierze, a należną kwotę trzeba będzie wpłacać w miesięcznych ratach pocztą. Następnie wyciągnął przygotowaną umowę, którą, po wpisaniu danych z dowodu osobistego, Krystyna S. podpisała. Podpisała też aneks do umowy. Dopiero po wyjściu akwizytora zorientowała się, że zamontowany filtr kosztuje 699 zł. Mimo że była to dla niej bardzo duża suma, płaciła raty terminowo. Chcąc się jednak upewnić, czy poczta dostarcza na czas pieniądze, zadzwoniła do firmy Aqua Life. Niestety, nikt nie odbierał telefonu. Dzwoniła wielokrotnie, zawsze bez skutku. Raz tylko ktoś poinformował ją, że szef jest na urlopie. Później uległa wypadkowi, złamała nogę i nie mogła spłacać długu. Zaczęły przychodzić monity. Wtedy dopiero o całej sprawie dowiedziały się dzieci pani Krystyny. Jerzy S., syn Krystyny S. postanowił pojechać do siedziby firmy, na ulicę Brukselską. Zastał drzwi zamknięte na głucho, a na furtce skrzyneczkę na listy. Okazało się, że nie był jedynym, który próbował nawiązać kontakt z oszukańczą firmą. Mężczyzna mieszkający w tym samym domu powiedział, że często przyjeżdżają tu ludzie, prawdopodobnie dzieci poszkodowanych, którzy bezskutecznie próbują odstąpić od umowy i oddać "wciśnięty" produkt. Ale jak tu go oddać, skoro nie ma komu? Przebieg zdarzenia jest podobny do opisanego przez nas wcześniej. Metody sprzedaży zawsze te same. Akwizytor puka do starszych, schorowanych ludzi. Sugeruje, że reprezentuje spółdzielnię. W ekspresowym tempie montuje filtr, podaje do podpisania jakieś papiery. Klienci przeważnie nie mają żadnych podejrzeń wobec elokwentnego i w sumie uprzejmego akwizytora. Starsi ludzie często nie wiedzą nawet, że mają do czynienia z prywatną firmą, nie wiedzą też, jaka jest ostateczna cena produktu, który właśnie kupili na raty. Sami, kierując się w życiu zawsze uczciwymi zasadami, nie rozumieją, że mogli paść ofiarą oszusta i nie potrafią być na tyle asertywni, aby stanowczo podziękować akwizytorowi i nie wpuścić go do domu. Nieprzypadkowo właśnie takich ludzi wybiera sobie akwizytor. Musi wiedzieć, do kogo może przyjść ze swoją ofertą. Takie informacje może uzyskać np. od listonosza czy od dozorcy. W przypadku Krystyny S., przed wizytą akwizytora zmienił się listonosz. Przez dwa miesiące, znanego, przynoszącego emeryturę listonosza zastępował ktoś inny. Nie wiadomo, jakie są źródła informacji firmy i zasięg jej działalności. Być może Aqua Life działa w całej Warszawie. Byłoby to możliwe do ustalenia, gdyby zgłosiło się więcej poszkodowanych. Czy wtedy można iść na policję? Niestety, policja niewiele w tej sytuacji pomoże. Żadne z działań firmy nie jest przez prawo zabronione. Wolno sprzedawać w domach klienta. Akwizytor dysponuje podpisaną przez klienta umową. Umowa pod względem prawnym jest bardzo dobrze zredagowana, nie można się do niczego przyczepić. Ale najciekawszym dokumentem jest aneks do umowy. Pomijając fakt, że znajdują się w nim stwierdzenia nie odpowiadające prawdzie, trzeba zwrócić uwagę na jego iście "mafijny" charakter. Klient wręcz dziękuje akwizytorowi, że zapłacił za oferowany produkt cenę 7-krotnie wyższą niż jest w rzeczywistości (filtr sprzedawany przez Krzysztofa P. w ofercie internetowej kosztuje 100 zł). "Zestaw filtracyjny z filtrem do wody na kran kuchenny nabyłam/-em/ z własnej i nieprzymuszonej woli i na moją prośbę. Stało się to w efekcie mojego osobistego zaproszenia p. Krzysztofa P. do złożenia wizyty w moim miejscu zamieszkania celem zapoznania mnie z treścią kolportowanego/roznoszonego, wywieszanego/ ogłoszenia i informacji w nim skierowanych do ogółu dotyczących filtrów do wody rozprowadzanych przez firmę P.P.H. "Aqua Life"." To tylko jeden cytat z tego ciekawego dokumentu, zresztą zupełnie mijający się z prawdą. Tak opisani w poprzednim numerze Państwo M., jak i Krystyna S. z własnej inicjatywy nie prosili o sprzedaż produktu; trudno też mówić o dobrowolności ich decyzji, gdyż została ona wymuszona zachowaniem akwizytora i podaniem informacji niezgodnych z prawdą. Poszkodowani nie zostali wcześniej poinformowani o ofercie firmy Aqua Life. W końcowym fragmencie aneksu znajduje się stwierdzenie o "nieuciążliwej wizycie upoważnionego przedstawiciela firmy w osobie Krzysztofa P." oraz podziękowanie klienta za "grzeczną i miłą obsługę". W świetle przedstawionych faktów ocena zachowania Krzysztofa P. wydaje się jednoznaczna. Jest to żerowanie na łatwowierności starszych ludzi. - Tyle lat nigdy nikogo nie oszukałam, a mnie ktoś oszukał. - skarży się Krystyna S. - Nawet nie zapytał, jaką mam emeryturę i czy po spłaceniu urządzenia starczy mi na chleb i komorne. Niestety, pewnym handlowcom obcy jest kodeks etyczny. Niektórzy przedsiębiorcy w poszukiwaniu zysków chwytają się metod, które niewiele mają wspólnego z uczciwością. Rada policji jest następująca: starsze osoby, kiedy są same w domu, nie powinny w ogóle zawierać żadnych transakcji z podejrzanymi akwizytorami. Jednocześnie przypominamy, że ofiary nieuczciwych sprzedawców chroni prawo konsumenckie. Klient może odstąpić od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa w ciągu 10 dni bez podania przyczyny tej decyzji. Miejski Rzecznik Praw Konsumenta, Małgorzata Rothert radzi, by po kilku bezskutecznych telefonach do firmy wysłać listem poleconym z potwierdzeniem odbioru rezygnację z usługi na piśmie. Jeśli zostanie wysłana w ciągu 10 dni od zakupu, jest wiążąca dla firmy. Nawet, jeśli pismo nie zostanie odebrane, to prawo będzie stać po stronie konsumenta. - Nieodbieranie poczty przez podmiot gospodarczy zostaje uznane za naruszenie interesów konsumenta, który chciał odstąpić od umowy - wyjaśnia rzecznik. Te słowa nie naprawią już strat, jakie poniosła pani Krystyna S., nie wrócą też jej wiary w ludzi, ale może będą przestrogą dla innych w podobnej sytuacji.
J.
|