Sens Zmartwychwstania

Wiara w Zmartwychwstanie stanowi fundament całego chrześcijaństwa. Mamy tu jednak do czynienia z tajemnicą, która przekracza możliwości rozumienia człowieka. Stajemy wobec niej bezradni i musimy zgodzić się z ubóstwem naszego języka, który nie potrafi wypowiedzieć tego, co wydarzyło się dwa tysiące lat temu w Jerozolimie, a czego nikt nie był świadkiem.

Czym jest Zmartwychwstanie, czy da się je jakoś wytłumaczyć - spróbujemy się nad tym zastanowić w rozmowie z ks. Pawłem Mazurkiewiczem z kościoła Najświętszej Maryi Panny Matki Pięknej Miłości przy ul. Myśliborskiej 100 na Tarchominie.

Skoro nie było świadków zmartwychwstania Jezusa, to skąd mamy wiadomości o tym zdarzeniu, kto pierwszy o nim mówił?

Nowy Testament głosi zmartwychwstanie Pana Jezusa w dwojakiej formie: w formie hymnów, które trzeba uważać za najstarszą formę, w postaci formuł wiary i wyznania, jakimi posługiwała się wczesna liturgia chrześcijańska i katecheza kościelna, a także w formie Ewangelii, które zostały spisane później. Jednakże ani w Pierwszym liście św. Pawła do Koryntian (1 Kor. 15, 3-5), zawierającym najstarszą pisemną relację o wydarzeniach wielkanocnych, ani w Ewangeliach nie ma mowy o samym fakcie zmartwychwstania - nikt nie był świadkiem powstania z grobu Pana Jezusa.

Nie można jednak przez to powiedzieć, że zmartwychwstanie Jezusa nie było faktem historycznym - jest ono wydarzeniem rzeczywistym, które posiadało potwierdzone historyczne znaki, a należą do nich pusty grób i ukazywanie się Zmartwychwstałego uczniom.

To, co się wydarzyło, a było niepojęte, starano się jakoś wyrazić, najpierw w krótkich formułach, typu: "Jezus żyje", "powstał z martwych", czy "Bóg wskrzesił Go z martwych" i najprostszych tekstach, odwołujących się do monoteizmu żydowskiego i podkreślających działanie Boga Ojca. Dopiero później, w toku dalszej refleksji nad tajemnicą Wielkiej Nocy, pojawiają się takie wyrażenia, jak "zmartwychwstać" czy "zmartwychwstanie" (z własnej Boskiej mocy).

Natomiast celem ewangelicznego głoszenia zmartwychwstania, które ma formę opowiadań wielkanocnych - im późniejsze jest ich powstanie, tym obszerniejsza relacja - nie było ani usunięcie, ani skorygowanie jego przepowiadania w formie hymnów, lecz uzupełnienie go, sprecyzowanie, a zwłaszcza historyczne i geograficzne usytuowanie.

Św. Paweł w Pierwszym liście do Koryntian mówi, że Jezus "umarł - godnie z Pismem - za nasze grzechy, został pogrzebany, zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem". Jakie znaczenie ma stwierdzenie o zmartwychwstaniu "trzeciego dnia"?

Owa wzmianka o trzecim dniu jest bardzo ważna, przy czym nie należy jej rozumieć dosłownie jako wypowiedzi na temat czasu, który upłynął od Wielkiego Piątku, kiedy to martwe ciało złożono do grobu, do poranka Niedzieli Zmartwychwstania, kiedy kobiety, które przyszły, by namaścić pogrzebane ciało, zastały pusty grób. Wskazuje ona na spełnienie przepowiedni starotestamentowych - dlatego też św. Paweł, mówiąc o zmartwychwstaniu Pana Jezusa zaraz dodaje, że zmartwychwstał "zgodnie z Pismem".

W Starym Testamencie parokrotnie mowa jest o trzecim dniu jako o dniu zbawczego działania Boga. W relacji o ofiarowaniu Izaaka mówi się, iż Bóg okazał swe ocalenie "na trzeci dzień" (Rdz 22, 4). Wydarzenia na górze Synaj dokonały się "trzeciego dnia" (Wj 19, 16). Również Jonasz "był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby" (Jon 2, 1), czym proroczo wskazuje na przebywanie "przez trzy dni i trzy noce we wnętrzu ziemi" Pana Jezusa (Mt 12, 40). Warto wspomnieć tu także o tekście proroka Ozeasza mówiącym o ostatecznym działaniu Boga. Brzmi on tak: "Trzeciego dnia nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności". W teologii starotestamentalnej "dwa dni" oznaczały przeszłość i teraźniejszość, epoki obciążone cierpieniami i grzechem człowieka, które ustępują "trzeciego dnia", czyli w epoce przyszłej, chwalebnej, niebiańskiej. "Czwartego dnia" już nigdy nie będzie - wszystko zostanie odnowione "trzeciego dnia".

Wiarę w zmartwychwstanie Jezusa mamy zatem opierać na tekstach Pisma św. Skąd możemy mieć pewność, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał?

Są dwie przesłanki, dzięki którym możemy dojść do prawdy o zmartwychwstaniu, przy czym same w sobie nie są dowodami, a tylko znakami. Są to: pusty grób i ukazywanie się Jezusa uczniom.

Ciało Jezusa, złożone po śmierci na krzyżu w skalnej grocie, zniknęło. W piątek przed świętem Paschy starszyzna żydowska, obawiając się, że uczniowie Jezusa mogą zabrać z grobu jego zwłoki, aby dowieść w ten sposób, że zgodnie ze swoją zapowiedzią powstał z martwych, uprosiła Piłata, by grobowca pilnowała rzymska straż i nawet go opieczętowała. Ale grób mimo wszystko był pusty. Cztery Ewangelie, choć różniące się od siebie w szczegółach, stwierdzają to zgodnie.

Pusty grób nie jest sam w sobie bezpośrednim dowodem. Nieobecność ciała w grobie można wytłumaczyć inaczej niż zmartwychwstaniem i wysnuto już na ten temat kilka hipotez. Jednak odkrycie pustego grobu było dla uczniów pierwszym krokiem w kierunku poznania faktu zmartwychwstania. Jako pierwsze do grobu przybyły Maria Magdalena i pobożne kobiety (Łk 24, 3), następnie Piotr i drugi uczeń, "którego Jezus kochał" (J 20, 2), a który, kiedy wszedł do pustego grobu, widząc leżące płótna "ujrzał i uwierzył" (J 20, 8). Uczeń ten, a był nim św. Jan Ewangelista widząc pusty grób uznał, że nieobecność ciała Jezusa nie mogła być dziełem ludzkim i że Jezus nie powrócił po prostu do życia ziemskiego, jak to było w przypadku Łazarza.

Mówiąc o zmartwychwstaniu Pana Jezusa należy przede wszystkim zwrócić uwagę na świadectwa uczniów, którzy rzeczywiście spotkali Zmartwychwstałego. Pierwsze spotkały Go Maria Magdalena i kobiety, które przyszły do grobu namaścić ciało pospiesznie pogrzebane w Wielki Piątek wieczorem. Następnie Jezus ukazał się apostołom, najpierw Piotrowi, a następnie Dwunastu. Przy czym fakt, że ukazał się najpierw Piotrowi, ma swoją wymowę. Z osobą Piotra Jezus wiązał specjalne nadzieje i oficjalnie naznaczył go na swego następcę na ziemi. Piotr widział Zmartwychwstałego pierwszy spośród Apostołów i na podstawie jego świadectwa wspólnota stwierdza: "Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi" (Łk 24, 34).

Jak uczniowie przyjęli wiadomość, że Jezusa nie ma w grobie i że widziano Go żywego? Czy od razu uwierzyli, że Jezus zmartwychwstał?

Trzeba zrozumieć sytuację, w jakiej znajdowała się pierwsza gmina chrześcijańska. Ludzie, którzy byli blisko Jezusa, z Nim związali całe swoje życie, w momencie śmierci nauczyciela stracili grunt pod nogami. Ich świat się zawalił, ich nadzieje rozwiały. Przeżyli taki wstrząs, że nie byli w stanie od razu przyjąć wiadomości o zmartwychwstaniu. Ewangelie pełne są szczegółów, które ukazują wspólnotę daleką od mistycznej egzaltacji; przeciwnie, pokazują uczniów zasmuconych, przerażonych, pełnych wątpliwości.

Kiedy Maria Magdalena i towarzyszące jej kobiety przybiegły do Apostołów i powiedziały, że Pan Jezus zmartwychwstał i że one Go widziały, uczniowie traktują te stwierdzenia jako czczą gadaninę. Wątpią nawet wtedy, gdy stają ze Zmartwychwstałym twarzą w twarz, bo wydaje im się to po prostu niemożliwe. Są zdumieni, sądzą, że widzą ducha. Tomasz, aby uwierzyć, będzie potrzebował nawet materialnych dowodów, czyli dotknięcia ran Jezusa. Prawdziwie ludzkie wątpliwości i nieufność cechująca uczniów, też w jakiś sposób wskazują na rzeczywistość zmartwychwstania - bezpodstawna jest bowiem hipoteza, według której zmartwychwstanie byłoby "wytworem" wiary, czy też łatwowierności Apostołów.

Czy ludzie próbowali wytłumaczyć jakoś zagadkę pustego grobu i ukazywania się Jezusa uczniom?

Fakt przejścia Jezusa ze śmierci do życia; to, że jego życie nie skończyło się w Wielki Piątek, ale trwa nadal, było tak trudne do zaakceptowania, że próbowano w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć fakt pustego grobu i wypadki ukazywania się uczniom. Najwcześniej pojawiły się pogłoski, jakoby ciało Jezusa zostało wykradzione z grobu przez uczniów. Taką argumentacją posługują się faryzeusze. Przekupują strażników, aby ci ogłosili, że kiedy spali, uczniowie Jezusa przyszli i zabrali zwłoki. Tłumaczenie faryzeuszy jest nielogiczne, bo jeśli by nawet uczniowie wynieśli ciało, zostaliby ukarani za zbezczeszczenie zwłok, w tamtych czasach czyn nie do pojęcia. Nikt ich jednak do odpowiedzialności nie pociągnął. Poza tym niewytłumaczalne staje się nie odnalezienie ciała Jezusa.

Ta hipoteza funkcjonowała jednak długo, zmieniali się tylko domniemani sprawcy kradzieży. Mianowicie przypisywano ją a to członkom Sanhedrynu, a to żołnierzom, którzy mieli wrzucić ciało Jezusa do wspólnego grobu i w ten sposób niemożliwe stało się rozpoznanie i odnalezienie ciała. Stoi to w sprzeczności z zapisami biblijnymi, gdzie wyraźnie jest mowa, że Jezus został pochowany w nowym grobie, w którym jeszcze nikt nie został pogrzebany.

W hipotezy próbujące w racjonalny sposób tłumaczyć niewytłumaczalny fakt zmartwychwstania obfitował szczególnie wiek XIX. Pojawiła się wówczas hipoteza pozornej śmierci, mówiąca, że Jezus nie umarł, ale trwał w letargu, z którego wyprowadziły Go takie okoliczności, jak przebicie boku, balsamowanie ciała, niska temperatura grobu oraz trzęsienie ziemi.

Ta hipoteza również nie liczy się z danymi historycznymi. Nie ma wątpliwości, że Jezus rzeczywiście umarł, bo setnik, który był przy egzekucji, złożył urzędowy meldunek Piłatowi i na tej podstawie Piłat mógł wydać Józefowi z Arymatei pozwolenie na pogrzebanie ciała. Poza tym żołnierze nie połamali nóg Jezusowi, gdyż uznali tę czynność za zbyteczną, stwierdzili bowiem zgon. Inaczej postąpili wobec dwóch pozostałych ukrzyżowanych. Aby mieć pewność co do śmierci Jezusa, przebito Mu bok włócznią. Fakt rzeczywistej śmierci Jezusa potwierdzają zarówno Jego zwolennicy, którzy dokonali pogrzebania ciała, jak i przeciwnicy, którzy byli jak najbardziej zainteresowani tym, by Jezusa definitywnie zgładzić.

W XIX w. pojawiła się również hipoteza mówiąca, że u źródeł opowieści o pustym grobie leżą nie obiektywne zdarzenia, lecz wiara w nieśmiertelność Jezusa żyjącego w niebie, a tym samym nie mogącego podlegać naturalnym konsekwencjom śmierci. Inaczej mówiąc, do nieśmiertelności Jezusa dorobiono później teorię. Hipoteza ta również stoi w jaskrawej sprzeczności ze źródłami, zwłaszcza ze wspomnianym już świadectwem św. Pawła, który, przekazując najstarszą formułę wiary, wskazywał na pusty grób jako na rzeczywistość obiektywną, sprawdzoną, mogącą spełniać funkcję dowodową.

Czy kwestionowano też ukazywanie się Jezusa uczniom?

Prawdziwość ukazywania się zmartwychwstałego Jezusa uczniom również poddawano w wątpliwość i próbowano wytłumaczyć pewnymi subiektywnymi przeżyciami zainteresowanych. Oto uczniowie pogrążeni w depresji, wywołanej przez śmierć nauczyciela łatwo ulegali halucynacjom i złudzeniom. Wielka tęsknota wytworzyła u nich przekonanie, że Jezus żyje i wydawało im się, że Go widzą.

Sprowadzanie faktu ukazywania się Jezusa uczniom do procesów psychologicznych, do zaburzeń osobowości czy wręcz zbiorowej halucynacji kłóci się ze źródłami. Mamy wzmianki, że Jezus ukazywał się nawet pięciuset osobom równocześnie, nie było to więc jednostkowe doświadczenie.

Poza tym wspólnota uczniów nie była znowu tak podatna na nadprzyrodzone zjawiska. To byli prości ludzie, mocno stąpający po ziemi, a nie mistycy.

My, ludzie żyjący w XXI w., jak niewierny Tomasz też często szukamy dowodów na potwierdzenie prawdziwości zmartwychwstania. Czy takim dowodem może być całun turyński? Czym on jest?

Całun turyński jest to płótno zawierające obraz dwustronnego (od przodu i od tyłu), trójwymiarowego odwzorowania postaci człowieka. Na obrazie widoczne są liczne rany. Według tradycji chrześcijańskiej został w nie owinięty po śmierci Jezus Chrystus, a charakter i umiejscowienie ran odpowiada opisowi z Ewangelii. Obraz powstał samoistnie, "wypalił się" na owiniętym wokół ciała materiale pod wpływem jakiejś energii w momencie zmartwychwstania, a czerwone ślady to krew Jezusa. Uczeni nie są zgodni co do daty powstania, a więc i autentyczności całunu. Liczne badania płótna, począwszy od XIX w. autentyczność tę tak potwierdzają, jak i negują. Przeprowadzone w 1988 r. badanie wybranego fragmentu płótna metodą radioizotopu węgla C14 określiło datę powstania całunu na XII-XIII wiek. Badanie to zakwestionowano w 2000 r. wskazując, że do badań pobrano fragmenty pochodzące z późniejszego łatania. Płótno bowiem nie jest monolitem. Analiza niektórych próbek wskazuje na średniowiecze jako na czas powstania całunu, natomiast innych na okres od I w. p.n.e do I w. n. e., co może sugerować zanieczyszczenie tkaniny pochodzącej z I w. n. e. późniejszymi naprawami płótna. Pewne jego fragmenty pochodzą z I wieku. Również w 2009 roku ukazała się praca podważająca wiarygodność datowania izotopem węgla C14.

Na pewno nie możemy mówić o całunie turyńskim w kategoriach dowodu. Całun to znak, który może podprowadzić kogoś do wiary, nie jest to jednak bezpośredni dowód i Kościół jest daleki od oficjalnego stwierdzenia jego autentyczności. Nie ma żadnej oficjalnej wypowiedzi Kościoła na temat tego, czy całun jest dokładnie tym płótnem, w które po śmierci został owinięty Jezus, czy nie. Osąd tej kwestii pozostawia się uznaniu wiernych. Według oficjalnego stanowiska Kościoła, autentyczność całunu nie ma związku z całością nauczania Chrystusa. Fakt, że takim płótnem dysponujemy, niczego więcej nie dowodzi ponad to, co już wiemy z Ewangelii. I odwrotnie, gdyby całunu nie było, niczego mniej byśmy nie wiedzieli o przebiegu męki, o śmierci i późniejszym zmartwychwstaniu Jezusa.

Wzajemnie się wykluczające badania całunu turyńskiego, podobnie jak wcześniej próby racjonalnego wytłumaczenia pustego grobu czy ukazywania się Jezusa po śmierci wskazują, że zmartwychwstania nie można naukowo udowodnić ani "pozytywistycznie" zweryfikować. Św. Paweł powiedział jednak w Pierwszym liście do Koryntian: "Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara" (1Kor 15, 14).

Dlatego, wraz z Apostołami wierzymy, że podobnie jak Jezusa, Bóg wskrzesi nas do nowego, lepszego życia, któremu nie będzie końca.


Rozmawiała Joanna Kiwilszo

16504