Cena życia

Wielokrotnie pisaliśmy o powstającym pawilonie A2 przy Szpitalu Praskim. Obecnie trwają przetargi na wyposażenie, a otwarcie przewidywane jest na wrzesień-październik. Jest to wydarzenie przełomowe w ponad 200-letniej historii tej placówki. Z tej okazji w kolejnych wydaniach przedstawimy pracę najważniejszych oddziałów. Dziś - oddział intensywnej terapii, serce każdego szpitala.

W grudniu ubiegłego roku oddział przeżył rewolucję. W trybie natychmiastowym została zwolniona ordynator, a większość anestezjologów, w geście solidarności, złożyła 3-miesięczne wymówienia. Dyrektor Obermeyer nie wpadł jednak w panikę; po konsultacjach z wojewódzkim konsultantem ds. anestezjologii i intensywnej terapii zaproponował pracę młodym specjalistom ze szpitali klinicznych, przede wszystkim z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego na Lindleya i ze szpitala MSWiA na Wołoskiej. Podjęli wyzwanie, bo rzadko się zdarza, by lekarz miał szansę uczestniczyć w tworzeniu takiego oddziału niemal od zera. Bo choc oddział jest, to przeniesienie go do nowego pawilonu oznacza zorganizowanie pracy praktycznie od nowa.

Ordynator, dr Ewelina Pirsztuk, która była kierownikiem w Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii szpitala MSWiA, jako jedną ze swoich pierwszych decyzji postanowiła podzielić oddział (i obowiązki) na anestezjologię i intensywną terapię. Taki podział stosuje się we współczesnej medycynie. Mówi z uśmiechem: - Anestezjolodzy pełnią w szpitalu funkcje "usługowe", znieczulają do zabiegów w oddziałach, konsultują wymagających tego chorych w izbie przyjęć i oddziałach. Podejmują decyzje o umieszczeniu pacjenta w oddziale intensywnej terapii. Tzw. intensywiści pracują przede wszystkim w oddziale, czuwając nad leżącymi pacjentami. Ich szefem został dr Tomasz Siegel.

Nie oznacza to, oczywiście, że jedni nie mogą zastąpić drugich. Anestezjologami są jednak głównie lekarze kontraktowi, co znacznie ułatwia pracę. Lekarze etatowi przede wszystkim zaś zapewniają ciągłość opieki nad pacjentami w OIT. Obecnie w oddziale pracuje 8 anestezjologów na etatach (w tym 3 specjalistów, a 5 osób w trakcie specjalizacji) i 17 na kontraktach. Mogłoby się wydawać, że to dużo, ale biorąc pod uwagę, że jest 11 sal operacyjnych, które rzadko są puste (bo przeciętnie dziennie odbywają się tu trzy operacje, a w ciągu miesiąca lekarze wykonują około 420 znieczuleń), to anestezjolodzy mają co robić. Od 1 marca radykalnie zmieniło się także wykonanie kontraktu z NFZ; ma to duże znaczenie, bo nie pogłębiają się długi szpitala, nawet przeciwnie . W wydaniu z 3 marca pisałam, że OIT wykonywał kontrakt w 30%. Teraz jest ponad 6 razy więcej. Jak to możliwe?

Przede wszystkim organizacja pracy. Poprzednio wykorzystanie łóżek nie przekraczało połowy, a teraz, w ciągu ostatnich 2,5 miesiąca, sięga 79%.(Zgodnie ze światowymi normami, nie należy wykorzystywać łóżek szpitalnych w 100% - zawsze musi być rezerwa.) Lekarze z OIT starają się wygrać wyścig ze śmiercią. Na oddział trafiają pacjenci w bardzo ciężkim stanie: po skomplikowanych operacjach, wypadkach, zatrzymaniu krążenia. Czasem można zapobiec dojściu do stanu bezpośredniego zagrożenia życia. Nie jest to łatwe, ale tu mają swoje zadanie anestezjolodzy: dr Pirsztuk planuje teraz szkolenia dla lekarzy z innych oddziałów, ułatwiające w porę rozpoznawanie stanów, które w ciągu niekiedy kilku godzin mogą stać się zagrożeniem życia, jak np. w przypadku sepsy. Dr Siegel wyjaśnia: przypadków sepsy, o różnym stopniu ciężkości, jest bardzo wiele, nie tylko meningokokowa, która zyskała wielką popularność dzięki nagłośnieniu w mediach. Warto wiedzieć, że sepsa to ciężka reakcja organizmu na zakażenie i może dotyczyć praktycznie każdej infekcji, najczęściej jednak dróg oddechowych i jamy brzusznej. Są pacjenci, u których praktycznie każda infekcja wywołuje sepsę - jest to nieprawidłowa reakcja organizmu na zakażenie. I tu najważniejszy jest czas rozpoznania, wychwycenie objawów, zanim zacznie się zagrożenie życia. Przedtem np. funkcjonowało przekonanie, że dopóki chory nie wymaga respiratora, to nie jest mu potrzebny lekarz specjalista intensywnej terapii.- Teraz rozmawiamy z lekarzami z innych oddziałów, i bywa, że właśnie mają pacjentów, u których zaczynają występować niepokojące objawy, np. dezorientacja, zaburzenia świadomości przy zapaleniu płuc - mówi dr Pirsztuk. - Takie podejście wymaga jednak zwiększenia liczby łóżek na OIT - 6 to za mało. W nowym pawilonie będzie ich 10 na oddziale intensywnej terapii, 20 pooperacyjnych (w tym 10 intensywnych) i 12 wybudzeniowych. To poprawi sytuację.

Leczenie w oddziale intensywnej terapii jest bardzo kosztowne na całym świecie - mówi dr Tomasz Siegel - stanowi przeciętnie 10-20% całego budżetu na ochronę zdrowia w krajach rozwiniętych. Koszt leczenia (to jest koszt zwracany przez NFZ, realne koszty są często dużo wyższe) jednego pacjenta, w zależności od stopnia intensywności leczenia wynosi średnio 15-20 tys. złotych, choć oczywiście są pacjenci "drożsi" - nawet do 200 tys. zł i "tańsi" - np. 2 tys. zł. Takie wysokie koszty wynikają z bardzo drogiej aparatury monitorującej i podtrzymującej życie, bardzo wysokiej ceny leków i zabiegów, a także konieczności zatrudnienia dużej grupy wysokiej klasy specjalistów. Leczenie każdego pacjenta w OIT - jest ich około 20 miesięcznie i są w tym oddziale średnio 5,5 dnia - punktowane jest w międzynarodowej skali TISS, gdzie określona liczba punktów odpowiada różnym procedurom: monitorowanie stanu, podłączenie do ciągłej dializy, założenie wkłucia centralnego itp. Minimalne wskazanie do leczenia w tym oddziale to 19 pkt. Narodowy fundusz płaci za to bez dyskusji. Obyśmy jednak nigdy na taki oddział nie trafili.

Ewa Tucholska
7563