Parowozownia zniszczona

Stało się najgorsze: w sobotę 26 lipca rano na teren obiektu przy ul. Wileńskiej 14 wjechały buldożery, które do końca zburzyły budynek XIX-wiecznej parowozowni.

Nie pomogły protesty społeczników i mieszkańców Pragi, nie pomogło także doręczenie decyzji konserwatora zabytków z nakazem wstrzymania prac. Właściciel terenu, firma Budrem z Ostrowa Wielkopolskiego, otrzymał od nadzoru budowlanego pozwolenie na rozbiórkę. Uzasadnieniem było zagrożenie bezpieczeństwa ludzi. Parowozownia pochodząca z lat 60. XIX wieku była jednym z najstarszych obiektów architektury kolejowej w Warszawie. Znawcy zabytków zwracali uwagę zwłaszcza na niepowtarzalną konstrukcję słupów oraz więźby dachowej.

Po zburzeniu hali Zespół Kulturowego Dziedzictwa Warszawy "ZOK" zorganizował pikietę na Placu Bankowym, domagając się od wojewody usunięcia ze stanowiska Jaromira Grabowskiego, odpowiedzialnego za wydanie pozwolenia na rozbiórkę. W piśmie do wojewody sygnowanym przez ZOK oraz Związek Stowarzyszeń Praskich społecznicy zauważają, że pogorszenie się stanu technicznego pozostałości budynku inspekcja budowlana stwierdziła jeszcze w październiku 2009 roku, jednak decyzję o rozbiórce na wniosek inwestora wydano w momencie, kiedy wiadomo było, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego będzie się odwoływać od wyroku sądu. Sam wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, odmawiający uznania budynku za zabytek, nie był prawomocny. Istniała możliwość odwołania się od niego, gdyby obiekt nadal istniał. Pomimo wątpliwości formalnych sądu, pozostałości hali parowozowni były również prawnie chronione poprzez gminną ewidencję zabytków, czego nie wzięto pod uwagę. Nie wiadomo także, na jakiej podstawie nadzór budowlany uznał, że odbudowa obiektu nie jest możliwa. Przy obecnych możliwościach technicznych nie stwarza to większych problemów, wiąże się jednak z dużymi kosztami, które musiałby ponieść Budrem. Społecznicy podkreślają, że nawet obiekt stwarzający zagrożenie dla ludzi można zabezpieczyć na wiele sposobów, nie posuwając się do jego całkowitego zniszczenia.

Wojewoda, który wyszedł do pikietujących, obiecał przeprowadzenie kontroli wewnętrznej. Problem jest poważny - według jego wiedzy tylko w ostatnim czasie zagładzie w majestacie prawa uległo aż 10 warszawskich zabytków.

To nie koniec walki. Sprawa parowozowni trafiła do prokuratury. Należy się też spodziewać kolejnych wniosków strony społecznej o dymisję urzędników odpowiedzialnych za decyzje (bądź ich brak) w tej sprawie. Komisja dialogu społecznego przy stołecznym konserwatorze zwołała nadzwyczajne posiedzenie poświęcone tylko tej sprawie. Wszystkim zależy, aby przykład parowozowni nie stał się przyzwoleniem dla innych inwestorów gotowych na niszczenie zabytków kultury w imię własnych korzyści.

Bardzo źle się stało, ale trzeba szukać sposobów wyjścia z tej sytuacji. Naturalnym kierunkiem jest odbudowa obiektu. Mamy już w Warszawie współczesne "zabytki", choćby Stare Miasto. Na Pradze będziemy mieli odbudowaną zabytkową parowozownię - postuluje Antoni Dąbrowski ze Związku Stowarzyszeń Praskich. Kr.


K.
Fot. Katarzyna Spoczyńska-Król
Małgorzata Staniak
5007