POSUL o architekturze postindustrialnej
POSUL tworzą warszawscy przewodnicy, varsavianiści, historycy i inni pasjonaci. Ich nieformalne spotkania służą popularyzacji i pogłębieniu wiedzy z poszczególnych dziedzin życia dawnej Warszawy. Tym razem wykład Michała Krasuckiego był związany z wydaniem drugiego tomu katalogu "Dziedzictwo postindustrialne Warszawy". Budynki postindustrialne to nie tylko same hale fabryczne, ale także obiekty biurowe, techniczne, mieszkalne, linie kolejowe itd. W pierwszym katalogu zabrakło budynków powojennych, tym razem cezurą czasową są lata pięćdziesiąte, a wyjątkowo koniec sześćdziesiątych. W katalogu zamieszczono 40 obiektów, w tym także starych i już nieistniejących (np. zakłady im. Róży Luksemburg). Historia powojennej industrialnej Warszawy dzieli się na etapy wyznaczone przez kolejne centralne plany. Tylko pierwsze trzy lata - 1945-48 - to decyzja o lokalizacji Fabryki Samochodów Osobowych czy zakładów odzieżowych "Cora". Przede wszystkim z gruzów są odbudowywane przez właścicieli zakłady przedwojenne. Na ocalonej Pradze znajdowano tymczasowe siedziby także dla zakładów państwowych, np. na ul. Białostockiej tuż po wojnie działała mennica. Do 1949 roku przedwojenny przemysł rozwijał się samoistnie, w nawiązaniu do tradycji przedwojennej, później istniało już tylko centralne planowanie. Po dekrecie Bieruta następuje nacjonalizacja zakładów zatrudniających ponad 50 osób, a w praktyce wszystkich firm prywatnych. Ich właściciele w różny sposób próbowali się ratować przed grabieżą. Np. Stanisław Zwierzchowski, który posiadał fabrykę kas pancernych na Strzeleckiej 30/32 wniósł majątek zakładu do spółdzielni i w ten sposób uratował firmę przed zajęciem. Spółdzielnia w tym budynku istnieje praktycznie do dziś. Prywatni przedsiębiorcy byli przez nowe władze traktowani wyjątkowo nieuczciwie, co widać na przykładzie firmy odlewniczej braci Łopieńskich, którzy z wielkim zaangażowaniem odbudowywali warszawskie zabytki, po czym w 1949 roku ich firmę bezceremonialnie znacjonalizowano. Po wojnie powstało w Warszawie pięć stref przemysłowych: na Służewcu, w okolicach Dworca Gdańskiego, na Woli (Zachodnia Dzielnica Przemysłowa wzdłuż magistrali kolejowej), na Żeraniu (przemysł maszynowy, budowlany - fabryka domów na Tarchominie, Polfa), w naturalny sposób następował też rozwój zakładów przedwojennych na Pradze Południe (PZO, "Pocisk", "Cora"). Kolejna pięciolatka to plan sześcioletni, który zakładał priorytet rozbudowy Fabryki Samochodów Osobowych. Z 60 tys. osób tam pracujących do 1955 r. zatrudnienie zwiększono do 140 tys. Wtedy też powstawały sztandarowe warszawskie obiekty przemysłowe: Dom Słowa Polskiego czy zakłady utrwalające pamięć o komunistycznych działaczach: imienia Świerczewskiego, Kasprzaka, Róży Luksemburg. Pomimo dyktatu socrealizmu w sztuce i budownictwie mieszkalnym i użyteczności publicznej, w przypadku obiektów przemysłowych w tych latach następuje rozwój architektury modernistycznej. Zdarzały się, oczywiście, wyjątki, jak np. monumentalny budynek biurowy elektrociepłowni na Żeraniu, największej w Warszawie, do czasu wybudowania elektrociepłowni na Siekierkach. W miarę dobrze zachował się Dom Słowa Polskiego o ciekawej architekturze, z charakterystycznymi świetlikami nad zecernią, gdzie ręcznie składano czcionki książek do druku. Niewiele zostało z praskiej rzeźni przy Wrzesińskiej, nieopodal Portu Praskiego. W 1947 roku rozpoczęto tu budowę nowoczesnej rzeźni centralnej, z własną bocznicą kolejową i studnią artezyjską. Resztki żelbetowej hali to zapewne pozostałość rzeźni przepędowej. Nowoczesny obiekt nie był jednak chlubą okolicy, jego sąsiedztwo było bardzo uciążliwe ze względu na dokuczliwy fetor. Gigantomania z tych lat była widoczna także na Targówku Przemysłowym, gdzie w tym samym roku powstały Zakłady Mechaniczne Obróbki Drewna, produkujące okna, drzwi i drewniane wykończenia dla odbudowującej się Warszawy oraz na Pradze Południe, gdzie wybudowano ogromne piekarnie przy Lubelskiej, zwane przez warszawiaków "domem bułki". Dziś przemysł stopniowo wycofuje się z miasta, pozostają po nim obiekty techniczne i budynki, którymi poza pasjonatami nikt się praktycznie nie zajmuje. Wciąż brak dostatecznej refleksji nad tym, co ma wartość, co należałoby zachować, a co można spokojnie wyburzyć w imię rozwoju miasta. Los praskiej parowozowni podzieli jeszcze pewnie wiele warszawskich zabytków oraz obiektów postindustrialnych, które zabytkami nie są, choć zasługują na przetrwanie. Cieszy coraz większe zainteresowanie tymi obiektami konserwatora zabytków, choć sam wpis do rejestru jeszcze nie gwarantuje właściwej ochrony. Architektura postindustrialna jest ciekawa, ale często trudna do zagospodarowania na nowo. A kiedy trudno znaleźć pomysł na jej właściwe wykorzystanie, często zwyczajnie trafia pod kilof lub jest całkowicie przebudowywana. Poniedziałkowe spotkania Praskiego Samozwańczego Uniwersytetu Latającego odbywają się cyklicznie w poniedziałki około 19.00 w kawiarni Sens Nonsensu przy ul. Wileńskiej. Kr. |