Prosto z mostu

Chamstwo funeralne

Zła twarz Polaków nienawidzących innych Polaków ujawnia się najczęściej na Krakowskim Przedmieściu. To zapewne klątwa wisząca nad ulicą, na której podczas Insurekcji Kościuszkowskiej motłoch zlinczował rosyjskich szpiegów oraz podejrzewanych o zdradę konfederatów targowickich, w tym biskupa wileńskiego Ignacego Massalskiego.

Wielkie natężenie złości wystąpiło tam szczególnie latem 2010 r. Łatwo można było wtedy znaleźć w tłumie osób opłakujących prezydenta Lecha Kaczyńskiego twarze wykrzywione nienawiścią. Dla mnie bardziej wstrząsający był widok zaczerwienionych twarzy młodzieńców spod znaku krzyża zrobionego z puszek po piwie, szydzących z modlących się staruszek, które mogłyby być ich matkami i babciami. Młodzieńcy ci byliby godnymi przeciwnikami patriotów o zaciętych minach, którzy na Cmentarzu Powązkowskim co roku podczas uroczystości upamiętniających Powstanie Warszawskie buczą i gwiżdżą na - w ich przekonaniu - zdrajców narodu, czyli przedstawicieli nielubianych partii politycznych.

Buczeli i gwizdali również kibole Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław, gdy spiker przed meczem poprosił o minutę milczenia dla uczczenia pamięci Tadeusza Mazowieckiego w dniu jego pogrzebu. Szczytem funeralnego chamstwa wykazała się jednak grupa osób, która na uroczystościach pogrzebowych pierwszego premiera III RP na Krakowskim Przedmieściu pojawiła się z transparentem mającym napis z antysemickim podtekstem, a jeden z trzymających transparent pokrzykiwał coś o zbrodniarzu, który dokonał zbrodni na narodzie polskim.

Motłoch ujawnia się w czasach kryzysu. Mamy globalny kryzys ekonomiczny, kryzys demograficzny, kryzys polityczny. Mamy słabe państwo, nie umiejące skutecznie stawić czoła ani zjawiskom kryzysowym, ani korupcji partyjnej, ani przestępczości kryminalnej. Brak zaufania do państwa przekłada się na rozkwit nieformalnych struktur, mogących łatwo stać się bojówkami sfrustrowanych polityków. W cenie wtedy są brutalny język i rękoczyny.

W niektórych miastach toczy się regularna wojna pomiędzy narodowcami a antyfaszystami, nie ustępująca brutalnością wojnom kibolskim. Porywczy młodzieńcy określający siebie mianem lewicy i prawicy wzajemnie blokują publiczne wystąpienia swoich liderów i ideologów. A zaczęło się od uniwersytetu na Krakowskim Przedmieściu...

Jestem pod wrażeniem, ile spośród osób, które znam, z którymi w minionych latach rozmawiałem o polityce, kulturze i sprawach codziennych, których nigdy bym o to nie podejrzewał, dziś pochwala brutalizację walki politycznej – oczywiście tylko jednej z walczących stron, tej swojej.

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl