Obiektywny POradnik

Tęcza niezgody

Jak co roku dzień 11 listopada rozbudził wśród Polaków mnóstwo emocji. Tych pozytywnych i tych negatywnych. Te pozytywne skupiały się na radosnym świętowaniu 95. rocznicy odzyskania niepodległości, czyli na wzięciu udziału w pokojowym prezydenckim Marszu dla Niepodległej lub np. uczczeniu święta biegiem na 10 km – tak jak zrobił to premier RP i to w znakomitym czasie poniżej 50 min., w towarzystwie 11 tys. biegaczy. Niestety, nie zabrakło także tych negatywnych emocji wyrażonych przez udział w marszach i demonstracjach, które z radosną atmosferą święta narodowego nie miały wiele wspólnego. Zaniepokojenie może budzić coroczna eskalacja „obchodów” 11 listopada. Dwa lata temu spłonęły wozy transmisyjne jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych, w tym roku budka strażnicza na terenie ambasady rosyjskiej i niewiele brakowało, aby spłonęli ludzie ze śródmiejskiego pustostanu, zwanego popularnie squatem. Znowu ucierpiała Warszawa i jej mieszkańcy. Straty spowodowane chuligańskimi wybrykami oszacowano na 120 tys. zł.

Coraz częstszym też zjawiskiem atmosferycznym towarzyszącym świętowaniu przez patriotów w kominiarkach, jest paląca się kwiatowa tęcza – symbol środowisk LGBT, czyli lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów. Pozwoliłem sobie na rozwiniecie tego skrótu, aby pokazać niestosowność sytuacji, bowiem sceny te mają miejsce notabene na Pl. Zbawiciela, w sąsiedztwie zabytkowego kościoła.

Uzbrojeni w pałki, kamienie i umysły pełne nienawiści narodowcy uznali, że to jest ich święto i nikt poza nimi nie ma prawa go zawłaszczać. Że w wolnej Polsce nie ma miejsca na tolerancję dla mniejszości narodowych i seksualnych i trzeba stosować argument siły wobec wszystkich, którzy myślą inaczej. Inną sprawą jest postępująca zbyt szybko i w sposób coraz mniej kontrolowany fala emancypacji środowisk LGBT, anarchistów i lewaków, którzy będąc w zdecydowanej mniejszości usiłują narzucić swoje żądania zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa. Niestety, przyszłość obchodzenia narodowego święta nie rysuje się optymistycznie. No bo jak można pogodzić ogień z wodą, a skrajną prawicę ze skrajną lewicą? Dopóki okazjonalne starcia miały charakter incydentalny, można było na to machnąć ręką. Jednak kiedy dewastowane jest stołeczne miasto, palone jest mienie, a konflikt dyplomatyczny z potężnym sąsiadem wisi na włosku, trzeba reagować twardo. Jeśli policja nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa, trzeba być może sięgnąć po bardzo radykalne środki, z zakazem organizowania takich marszów włącznie. Niech będzie jeden wspólny marsz dla wszystkich, którym droga jest nasza Ojczyzna. Niech policja zabezpieczy go należycie, a chuliganów i kiboli niech spałuje tak, aby odechciało im się na zawsze takich czynów. Ale czy to jest w ogóle możliwe? Trudno to mówić, ponieważ żyjemy w demokratycznym kraju. Niestety, niektórych demokracja, mimo że nie jest najlepszym systemem - choć nikt lepszego nie wymyślił – przerasta. Być może zabrzmi to ekscentrycznie, ale skoro nie da się inaczej, to musimy wprowadzić demokrację siłą, zanim nie zdominują naszego państwa skrajności zarówno z lewej, jak i z prawej strony, podburzane umiejętnie - niestety - przez polityków.

Skoro można było ukraść księżyc, można też przestawić tęczę w inne miejsce, mniej eksponowane, poza ścisłym centrum stolicy. A najlepiej byłoby, gdyby pozostała na swoim miejscu i została utkana z białych i czerwonych kwiatów, tworząc wielką flagę, jako symbol jedności narodu polskiego bez względu na poglądy, uprzedzenia i przekonania. Jako symbol wolnej i niepodległej Polski, za którą życie w wojnach i powstaniach oddało wiele pokoleń prawdziwych patriotów.

Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący Rady
Dzielnicy Białołęka m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl