Białołęcka karuzela

Powrót partyjnego kolektywu

Jak byłem dzieckiem mój tata trzymał samochód na parkingu społecznie strzeżonym. Mieszkaliśmy wtedy całą rodziną na warszawskim Żoliborzu. Parking był dobrze zorganizowany, ale w portfelach użytkowników nie było pieniędzy, więc z utrzymywaniem parkingu też był problem. Ktoś wymyślił prace społeczne obowiązkowe dla wszystkich właścicieli aut. Zwykle raz na kwartał, w sobotę i niedzielę, zbieraliśmy się w ramach wielkiego czynu kolektywistycznego i własnoręcznie dokonywaliśmy niezbędnych prac – sprzątaliśmy, wyrównywaliśmy nawierzchnię, naprawialiśmy płot, bramę, furtkę czy parkingową elektrykę. Fajnie było, była moc i zaangażowanie! Oczywiście, jak łatwo się domyślić, jakość tych prac nie była powalająca. Nikt z nas nie znał się na przydzielonych obowiązkach, co najwyżej o tyle o ile. Brama po jakimś czasie znowu się blokowała, a furtka nie chciała się domykać. Ale parking jakoś funkcjonował. Jakoś to dobrze powiedziane. W ostatnich dniach włodarze Białołęki, zarząd i koalicyjni radni PO, .Nowoczesnej i Razem dla Białołęki (Kukiz), zaangażowali się w wiosenne sprzątanie z okazji Dnia Ziemi. Jak opisują na swoich kanałach social-mediowych było wesoło, była siła, mieszkańcy też dopisali i wszyscy dzielnie sprzątali. Tylko czy tak to powinno wyglądać? Czy w nowoczesnym, cywilizowanym mieście radni i zarząd powinni marnować czas na zbieranie śmieci? No, ale kolektyw aktywistów zebrał się, zmobilizował społeczeństwo i w efekcie posprzątanych zostało... kilka skwerów i ulic. Fakty są takie, że nadal gdzie nie pójdziemy to wszystko tonie w beztrosko porozrzucanych śmieciach, a straż miejska zamiast stać na straży porządku i egzekwować należne za śmiecenie kary zajmuje się głównie zakładaniem blokad na koła kapitalistycznych (tfu!) blachosmrodów. I za rok jak zwykle znowu utoniemy w śmieciach, a włodarze zapewne znowu ochoczo będą nas zachęcać do tego, żebyśmy razem z nimi w ramach kolektywistycznego czynu społecznego zrobili to, co bezwzględnie jest w obowiązkach zarządców tego terenu, czyli zarządu dzielnicy Białołęka. A może, kto wie, posuniemy się o krok dalej i mieszkańcy dzielnicy zostaną zachęceni do łatania dziur w drogach? Może zarząd też sam zacznie to robić? W czasach komuny w Polsce Ludowej społeczeństwo robotnicze co chwilę miało odpowiadać na wezwania partii i stawać do walki o plan 4, 5 czy 6-letni. Jak czas, pokazał te pseudoekonomiczne programy gospodarcze przynosiły więcej strat niż korzyści.

Łukasz Oprawski
szef klubu radnych PiS na Białołęce