Praga 1944 - 1945

Ślady zbrodni

Na styku Targówka i Pragi Północ znajduje się teren, który w okresie od 15 września 1944 r. do początku 1945 roku odegrał szczególnie ponurą rolę w trudnej i do dziś mało znanej historii wojennej Pragi. Skoncentrowały się tu i funkcjonowały od pierwszych dni opanowania Pragi przez wojska sowieckie ich organy polityczno-wojskowe – NKWD. Zadaniem NKWD było zwalczanie wszystkich organizacji niepodległościowych, odmawiających uznania narzuconego przez Związek Radziecki ustroju, formalnie reprezentowanego przez Krajową Radę Narodową z Bolesławem Bierutem na czele; będących praktycznie grupą zdrajców, agentów i zbrodniarzy, starannie wyselekcjonowanych przez Stalina.

Po stronie warszawskiej nadal trwało i krwawiło Powstanie, płonęły domy, ginęły tysiące ludzi, lecz zgodnie z politycznymi rachubami Kremla pozwolono, by linia frontu przez pół roku biernie utknęła na linii Wisły. Absolutnie uzasadnione z punktu widzenia militarnego zajęcie Warszawy przez Sowietów narażało ich na konfrontację z dziesiątkami walczących tam od ponad miesiąca żołnierzy Armii Krajowej, którzy uzyskali formalny status kombatancki, przyznany im przez zachodnich aliantów według zasad Konwencji Genewskiej. W tym przypadku likwidacja ich na oczach setek tysięcy ludności cywilnej nie była możliwa, jak uczyniono to w Wilnie, we Lwowie czy Lublinie.

Tak więc, od 15 września 1944 do 17 stycznia 1945 roku Praga znalazła się na formalnej linii frontu wraz z wegetującą pod ostrzałem stukilkudziesięciotysięczną ludnością. Stacjonowało tu również kilkadziesiąt tysięcy liniowych wojsk sowieckich oraz liczące kilkanaście tysięcy oddziały funkcjonariuszy NKWD. W tej frontowej strefie znalazło się również kilka tysięcy ukrywających się powstańców, uczestników Akcji "Burza" oraz żołnierzy AK z 27. Dywizji Wołyńskiej i pacyfikowanej od czerwca 1944 przez Sowietów Wileńszczyzny.

W tej sytuacji na formacje NKWD spadły większe niż zazwyczaj obowiązki. Do szczególnie ważnych należało uszczelnienie granic Pragi przed napływem tysięcy, z rozkazu Moskwy uznanych za zdrajców, patriotów z oddziałów partyzanckich, którym udało się uniknąć rozbrojenia, więzienia lub zsyłki. Niezawodny gen. NKWD Iwan Sierow, doświadczony od 4 lat w likwidowaniu polskiej partyzantki niepodległościowej, i tym razem sprostał zadaniu. W swoim meldunku do Kwatery Głównej na Kremlu donosił: "Dokonałem skutecznego uszczelnienia punktami filtracyjnymi NKWD".

Patrole NKWD wzdłuż wybrzeży Wisły czuwały, by nawet pojedynczy AK-owiec z lewobrzeżnej Warszawy nie przedostał się na teren Pragi. Do nielicznych wyjątków należał podchorąży Tadeusz Modrzewski, który po wspólnej walce z oddziałem "Berlingowców", widząc ich klęskę, przepłynął desperacko na Saską Kępę. Pojmany przez patrol NKWD był bity podczas przesłuchania w piwnicy. Nad ranem udało mu się obezwładnić wartownika i ryzykując kulę w plecy – uciec. Dzięki temu nie podzielił losu tych, którzy zaginęli bez wieści.

Praktycznie najtrudniejszy odcinek dla NKWD stanowiła północno-wschodnia granica Pragi, trakcja kolejowa i dworce. Na dworcach podczas kontroli dokumentów i wszelkiego bagażu osoby wzbudzające podejrzenia trafiały do zaimprowizowanych więzień w zarekwirowanych na Pradze budynkach.

Aby uszczelnienie było całkowite, silne patrole NKWD blokowały również przejścia piesze i kołowe. Wykorzystano istniejącą infrastrukturę linii kolejowych, opasujących Pragę oraz nasypy kolejowe, tworzące naturalną przeszkodę terenową z dużym polem widzenia.

Szczególną rolę w tym systemie zabezpieczeń odgrywał teren zbiegu ulic: 11 Listopada, Szwedzkiej i Stolarskiej, łączących się pod wiaduktem kolejowym na Targówek, do ulic: Odrowąża i św. Wincentego.

W zabudowaniach, wznoszących się nad torami tzw. górki rozrządowej, stacjonowały kompanie wartownicze NKWD. Ich patrole zatrzymywały tych, którzy usiłowali uniknąć ścisłej kontroli na dworcu i wyskakiwali z pociągów, zwalniających bieg lub oczekujących pod semaforem. Do usiłujących zbiec strzelano skutecznie. Zatrzymanych, nawet rannych, doprowadzano do pofortecznego budynku przy ul. 11 Listopada 68, zwanego potocznie Kordegardą. W nim mieściła się główna katownia NKWD. W niepozornym, liczącym ok. 140 m2 obiekcie, rezydowały: prokuratura i Sowiecki Trybunał Wojenny (tzw. trojka), złożony ze szczególnie zasłużonych NKWDzistów. Śledztwo i wyroki wykonywano na miejscu. Zwłoki grzebano nocami na poboczach nasypów kolejowych i licznych okopach na terenie dawnego i aktualnego cmentarza zmarłych w XIX wieku podczas epidemii cholery. Nikt nie zna i nie pozna liczby ofiar zbrodni NKWD, dokonanych w Kordegardzie. Ślady zostały zatarte. Być może, jakiś ślad istnieje w podpiwniczeniu Kordegardy, które od dziesiątków lat jest nie użytkowane, ciemne i podtopione przeciekiem wód gruntowych.

Mieszkańcy okolicznych, nielicznych już budynków, wskazują również na budynek przy ul. 11 Listopada 62, tzw. Willę, gdzie mieszkali kierujący tym kombinatem zbrodni wysocy funkcjonariusze NKWD. Jeszcze w latach 80. podchorąży AK Tadeusz Kostewicz spotkał kilku mężczyzn, dziś już nie żyjących, którzy przeżyli pobyt w tej katowni. Ich stan fizyczny i psychiczny był przerażający, a opisy przesłuchań w śledztwie trudne do wyobrażenia nawet dla p. Kostewicza, który otarł się o wyrok śmierci i przetrwał 10 lat stalinowskiego więzienia. To jemu ci, którzy przeżyli Kordegardę, powierzyli trudne dziś do pojęcia określenie "więźniowie po śmierci". Tak nazywali pomordowanych tam i bezimiennie pogrzebanych patriotów.

Mamy nadzieję, że miejsca tych kaźni doczekają się przynajmniej skromnych tablic, upamiętniających męczeństwo i ofiarę życia.


Hubert Kossowski
członek Światowego Związku
Żołnierzy Armii Krajowej
7683