tradycje Wielkiego Tygodnia
Zwyczaje związane z obchodami świąt Wielkiej Nocy rozpoczynają się od Palmowej Niedzieli. Wszystkie cztery Ewangelie opisują wjazd Jezusa do Jerozolimy, jednak tylko św. Jan wspomina, że lud witał Go palmowymi gałązkami: „[Tłum] wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw i wołali: Hosanna” (J 12,13). To zdanie dało początek tradycji Palmowej Niedzieli - pamiątce wjazdu Zbawiciela do Jerozolimy.
Zwykle już we środę ścinano rózgi wierzbowe i wstawiano do dzbanka z wodą, aby rozwinęły się na Palmową Niedzielę. Gdy ten dzień nastąpił, ten kto wstał wcześniej, z palemką w ręku biegł budzić innych, a budząc i uderzając ich wołał:
Wierzba bije, nie ja biję,
Za tydzień - Wielki dzień,
Za sześć noc - Wielka noc.
Palmy niesiono do poświęcenia, co kapłani czynili przed rozpoczęciem Mszy św. Ceremonia ta data powód do nazwania niedzieli poprzedzającej Wielkanoc - niedzielą Palmową, Wierzbną lub Kwietnią.
Palemkom po ich poświęceniu przypisywano cudowne właściwości. Mikołaj Rej z Nagłowic pisał w „Postylli Pańskiej” (1557 r.): „W Kwietnią Niedzielę, kto „jagniątka”, czyli kotki, tj. pączka z palmy wielkanocnej nie połknął, ten już zbawienia nie otrzymał.”
Wierzono bowiem, że połknięcie bazi wielkanocnej przynosiło zdrowie, zapobiegało chorobom gardła i płuc. Czasami nawet chłostano się święconymi palmami dla zdrowia. Wierzono, że zwierzęta gospodarskie nie ulegną zarazie, gdy gospodarz wypędzi wiosną bydło po raz pierwszy w pole z palmą w ręku.
W domach palmy przechowywano zwykle za obrazami świętych. Po nadejściu zimy lub na Wielkanoc roku następnego, palono je.
Zgodnie ze starymi wierzeniami palemki wielkanocne powinny zawierać gałązkę leszczyny i wierzby, cisu, sosny lub jałowca i winorośli, nie mogło w niej być natomiast gałązek topoli. Tłumaczono to tym, że gdy żadne drzewo nie chciało użyczyć Judaszowi swoich gałęzi, aby mógł się powiesić, tylko topola ofiarowała mu swoje konary. Od tamtej pory drży przed gniewem Pana Boga.
Poczynając od Kwietniej Niedzieli cały Wielki Tydzień przeznaczony był na przygotowania do dnią Zmartwychwstania Pańskiego. Czas przeznaczano na spowiedź, nabożeństwa oraz na pracę w kuchni przy wypiekach. W tym czasie odwiedzano także ubogich i chorych. Wielki Tydzień wróżył pogodę na cały rok.
Twierdzono, że jaka Wielka Środa - taka będzie wiosna, jaki Wielki Czwartek - takie lato, Wielki Piątek wróżył pogodę na żniwa i wykopki, a Wielka Sobota zapowiadała pogodę na zimę.
W Wielką Środę, po tzw. „ciemnej jutrzni” milkły wszystkie dzwony. Dlatego po wsiach chodziły grupy chłopców z kołatkami i bębnami, przypominając że obowiązuje post. Tego dnia gospodarze wychodzili, aby poświęconą w zeszłym roku wodą, pokropić pola, by dawały duży plon. W Wielki Czwartek odprawiano w kościołach nabożeństwo Ostatniej Wieczerzy. W Polsce był zwyczaj, że na pamiątkę obmycia apostołom nóg przez Chrystusa, królowie, biskupi i magnaci obmywali nogi dwunastu starcom. W domach na pamiątkę wieczerzy pańskiej jedzono postną kolację - tzw. Tajnię.
Główną tradycją Wielkiego Piątku jest ustrajanie grobu Chrystusowego. Pięknym polskim obyczajem jest także odwiedzanie grobów. W miastach należało odwiedzić wszystkie, spędzić w każdym kościele kilka chwil na modlitwie oraz złożyć ofiarę na biednych. Pieniądze zbierane w czasie wielkopiątkowych kwest przeznaczano na pomoc ubogim, budowanie przytułków, szpitali i sierocińców. W tym dniu pracowano tylko do południa. Po południu gospodarze przebrani w mundury wojskowe szli do kościoła trzymać wartę przy grobie Chrystusa.
W Wielką Sobotę znowu mogą rozbrzmiewać dzwony. Rano święcono ogień, na znak rozpoczynania się nowego czasu oraz wodę. Natomiast przez cały dzień odbywało się święcenie pokarmów. Świecone, niegdyś bardzo wystawne, należy do starych, narodowych tradycji, pielęgnowanych praktycznie w każdym polskim domu. zamożniejszych dworach zamożniejszych pałacach, u zamożniejszych chłopów i mieszczan od rana zastawiano stoły ciastem, zimnym mięsem i jajkami do poświęcenia. Po uczciwie zachowanym poście starano się zastawić stoły jak największą ilością jedzenia. Kraszewski tak pisał o tym zwyczaju: „zwykle pośrodku wielkiego stołu stał baranek z chorągiewką, z cukru lub masła (...), w końcu stołu głowa dzika z chrzanem w pysku (...), półmiski jaj otoczonych wędzonymi kiełbasami (...). Dzieląc się jajkiem święconym, starym obyczajem, brano je nie widelcem, ale palcami.” Według starych wierzeń „święcone” posiadało wielką moc. Po powrocie z kościoła należało obejść ze święconym dom trzy razy, aby zapewić mu dostatek. Ze święconym chlebem i ciastem obchodzono stodołę, aby przez cały rok była pełna. Dzielono się nim także z biednymi i sierotami. Wielka Sobota kończyła się Rezurekcją, która rozpoczynała się o 12 w nocy. Wszscy starali się być wtedy w kościele, ponieważ uważano, że kto nie pójdzie, będzie ciągle chorował. Od II poł. XVIII w. Rezurekcję przeniesiono na niedzielny świt i tak jest do tej pory.
Pierwszy dzień świąt - Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego - upływał na ogół przy stole w rodzinnym gronie. Dopiero długi dzień świąt byt czasem składania wizyt znajomym i sąsiadom.
Poniedziałek Wielkanocny słynie ze zwyczaju oblewania wodą kogo popadnie. Obyczaj ten nazywano Dniem św. Lejka, Oblewanką, Emaus czy śmigus i dyngus.
Najstarszą wzmianką o dyngusie w Polsce jest jedna z uchwał synodu diecezji poznańskiej z 1420 r. pt. „Dyngus prohibeatur”. Napisano w niej: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyz nie ważyli się napastować o jaja i inne podarki, co pospolicie się nazywa dygować, ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenie takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”. Nie znamy początków Lanego Poniedziałku. Niektórzy sądzą, że początki dyngusu biorą się z czasów chrztu Polski. Wtedy to, nie mogąc ochrzcić pojedynczo wszystkich chętnych, zanurzano ludzi w rzekach, albo polewano wodą stojących na brzegu. Dzisiejsza, najbardziej rozpowszechniona nazwa Lanego Poniedziałku – „śmigus-dyngus”, wzięła się z połączenia dwóch wielkanocnych zwyczajów. Nazwa „dyngus” pochodzi od niemieckiego słowa „Dunguss”, oznaczającego wodnistą zupę lub chlust wody. Natomiast „dygować” pochodzi od niemieckiego “dingen” - wykupywać się. Dawano bowiem chłopakom okup – „dyngus”, aby nie oblewali wodą. Śmigus zaś przerobiono ze „Schmackostern, gdy przy oblewaniu kogoś wodą, uderzano go jeszcze palmą.
Mieszkańcy Mazowsza zawsze odróżniali śmigus od dyngusu. Tak jak na Boże Narodzenie chłopaki chodzą „po kolędzie”, tak na Wielkanoc „po dyngusie”. Chodzą od domu do domu, śpiewają Alleluja i zbierają to, co ludzie dadzą im ze święconego. Śmigusem na Mazowszu nazywało się oblewanie dziewcząt przez chłopców w Poniedziałek Wielkanocny oraz chłopców przez dziewczęta we wtorek - czyli 3 dzień świąt.
oprac. Michał Gajownik
Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej
|