Twórcy z prawego brzegu

Coś więcej niż widać

Justyna Kościelna, rocznik 1978, absolwentka akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, dyplom w 2003 r., zajmuje wraz z dwiema koleżankami pracownię „Wstęp Wzbroniony” przy ul. 11 Listopada 22

FSpotykamy się w pracowni, w starej kamienicy, gdzie kiedyś były szwalnie i magazyny odzieżowe, a która teraz służy artystom. Obok jest pracownia "Piętro Niżej", a w drugim skrzydle domu ulokował się Teatr Akademia Romana Woźniaka. Podobnie jak na Inżynierskiej czy Białostockiej, atmosfera jest tu rzeczywiście artystyczna.

W pracowni, którą stworzyły Justyna Kościelna, Agnieszka Sandomierz i Karolina Zdunek panuje "twórczy nieład" – wszędzie farby, pędzle, sztalugi; porozstawiane przy ścianach, suszą się niedawno namalowane obrazy. Jest przenikliwie zimno, ponieważ pomieszczenie nie ma ogrzewania. Justyna Kościelna maluje tu od ponad roku. Malarstwo to jej samodzielny wybór, rodzice i bracia zajmują się bardziej "przyziemnymi" sprawami. Skąd więc to zainteresowanie plastyką?

-Dziadek malował amatorsko, w domu zawsze było dużo obrazów – mówi Justyna Kościelna – może stąd wzięło się moje przekonanie, że ja też mogę spróbować.

Pracę dyplomową u prof. Jarosława Modzelewskiego robiła w pracowni Akademii, namalowała wielbłądy. Potem były "Szafy", a właściwie szafki współlokatorów kolegi, mieszkającego w Londynie.

-To był taki eksperyment. Kolega przysłał mi list z krótką charakterystyką swoich, bardzo różnych współlokatorów oraz zdjęcia z zawartości ich szafek. Miałam zgadnąć, która szafka do kogo należy. Rozwiązując tę zagadkę, pomyślałam, że warto to przedstawić. Namalowałam po prostu jego list.

„Szafy” to cykl czterech obrazów, zatytułowanych "Szafa A,B,C,D". Każdy przedstawia przedmioty codziennego użytku i artykuły spożywcze wewnątrz kuchennej szafki, w różnej gamie kolorów i na odmiennym tle: niebieskim, różowym oraz żółtym. Następnym cyklem były "Świnie". Duże obrazy, przedstawiające wesołe zwierzęta w pastelowych kolorach, na górze miały wycięcia na głowy. -Chciałam, żeby świnia na moich obrazach nie budziła odrazy, lecz sympatię. Otwory na głowy zapraszają do zabawy. Sugerują, że słowo "świnia" nie jest koniecznie obelgą.

Justyna Kościelna nie uprawia malarstwa "zaangażowanego", krytycznego, nie chce zmieniać świata, raczej się nim bawi. Przedstawia otaczającą nas rzeczywistość, ale ciekawi ją zawsze jakiś temat, nie sam widoczek.

-Nie maluję pejzaży, bo interesuje mnie i chcę przedstawić coś więcej, niż widać. Maluje całe cykle, a nie pojedyncze obrazy, gdyż wydaje się jej to ciekawsze. Ma wtedy możliwość pełniejszego wyczerpania tematu, pokazania różnych jego aspektów.

-Van Gogh wielokrotnie malował krzesło Gauguina, bo nie dawało mu spokoju. Maluje się kilka obrazów na jeden temat, żeby go szerzej, lepiej przedstawić –twierdzi artystka.

Justyna Kościelna zainteresowała się ilustracją tekstu. Na studiach uczestniczyła w zajęciach w pracowni ilustracji książkowej. Stwierdziła, że można robić też duże obrazy do tekstu literackiego. Tak powstał cykl obrazów o Panu Tralalińskim. -Tekst, a zwłaszcza dynamiczny wiersz, jakim jest Pan Tralaliński Juliana Tuwima, to dla mnie wyzwanie- mówi malarka – Od dawna podobał mi się motyw tego śmiesznego faceta, dyrygującego swoją rodziną. Postanowiłam przedstawić w ośmiu obrazach ten fragment wiersza, w którym pan Tralaliński ujmuje pałeczkę i zaczyna dyrygować.

Obrazy są dwukolorowe, czerwono-białe, rysowane prostą kreską, trochę jak rysunki dziecięce. Każdy zaopatrzony jest w rebus, kryjący w sobie fragment tekstu. Pan Tralaliński przedstawiony jest jako dość tęgi jegomość, ze śmiesznymi wąsikami, czasami pykający fajeczkę. Poza Tuwimem, Justyna Kościelna zrobiła też ilustracje do opowiadań Gombrowicza. Chciałaby kiedyś zilustrować wiersze Brzechwy. Jednak od pomysłu do realizacji, jak sama mówi, jest daleka droga i dużo pracy. Zwykle robi wiele szkiców, zanim znajdzie klucz do właściwego przedstawienia tematu.

Na pytanie, dlaczego wybrała Pragę, jako miejsce pracy, odpowiada, że tu jest po prostu tanio i są duże metraże. -Nie da się zaprzeczyć, że tu na Pradze jest inny klimat. Ludzie sobie pomagają, znają się. Jest swojsko, dopóki jest ciepło… Dzielnica szczyci się tym, że osiedlają się tu artyści, ale o nich nie dba. Ciężko jest malować zgrabiałymi z zimna rękami, w nieogrzewanym pomieszczeniu. To jest proza życia artysty na Pradze...

Mimo to, malarstwo Justyny Kościelnej jest pogodne, przyjazne. Krytyk sztuki, Piotr Sarzyński powiedział kiedyś w „Polityce”, że nadchodzi czas twórców, którzy nie będą nas pouczać, ale będą nas bawić. To chyba pasuje do twórczości Justyny Kościelnej, która twierdzi, że nie chce umieszczać w swoich pracach żadnego specjalnego przesłania. -Malując dobrze się bawię. Jeżeli to się komuś spodoba, to świetnie!

notowała Joanna Kiwilszo





Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej

7519